Z Pogonią przez życie. Odcinek 8: Chorągiewka na wietrze
Sobotni ranek zaczął się od telefonu. — Masz godzinę — wycedził przez zęby Szpunt do Zefira. — Wczoraj zapłaciłeś, ale dziś podniosło się oprocentowanie. Nie możesz się spóźniać z wdzięcznością.
— Nie mam — odpowiedział Zefir. — Ale będę miał. — Rozłączył się i spojrzał w lustro. — Zawsze mam plan.
Plan był prosty i głupi: wyprowadzić ze stadionu kilka banerów ,,bez użycia”, sprzedać je kolekcjonerom, oddać kasę, odzyskać banery po weekendzie, przeprosić. Plan, który w głowie płonął jak raca – pierwsze sekundy piękne, potem tylko dym.
Na stadionie wiatr machał chorągiewkami jak chłop pacierzom. Marta przyjechała wcześniej, sprawdziła taśmy, sprawdziła bębny, przywitała Bolo dotykiem czoła. — Będzie dobrze — wyszeptała, jakby go zaklinała.
Młody biegał po schodach, rozstawiając ludzi jak pionki w dobrej partii. Szymon siedział w reżyserce dźwięku, oczy czerwone, ale ręce pewne.
— Wchodzimy w dwudziestej — powiedział przez krótkofalówkę.
Zefir krążył gdzieś niżej, zbyt nerwowy, zbyt uprzejmy. Podeszła do niego Marta i chwyciła za przedramię. — Jak spadniesz, to nie na nas. Wiesz?
— Wiem — wypluł. — Nie spadam.
Mecz ruszył. Trybuna ożyła. W dwudziestej poszła fala, jak obiecali. Flagi zagrały, dźwięk porwał, Bolo wyprostował plecy. Przez minutę wszystko było pod linijkę losu.
W dwudziestej drugiej Marta kątem oka zobaczyła, jak dwóch ,,porządkowych” wynosi rulon. Nie był to rulon taśm. To był ich baner ,,Duma Pomorza”.
— Stop! — wrzasnęła.
Młody, jak z procy, znalazł się przy nich. — Dokąd z tym? — spytał spokojnie.
— Na przegląd — mruknął jeden z ,,porządkowych”, a wtedy Młody zobaczył tatuaż na jego nadgarstku. Nie klubowy. Znak, który często widuje się przy nazwisku Szpunt.
— Zefir! — krzyknął.
Widzowie zobaczyli tylko błysk zamieszania. Marta zobaczyła napis ,,Duma Pomorza”, który znikał za bramą techniczną. Bolo usłyszał własne serce, głośniejsze niż bębny.
Zefir dopadł bramy, ale ktoś go zatrzymał. — Zefir, odpuść — syknął głos. — Albo odpuścimy tobie.
— Nie odpuszczam już nic — wyszeptał. — Tylko głupotę.
Wbiega Marta, za nią Młody. Szarpanina. Baner wraca. Szpuntowi ludzie znikają. Ochrona udaje deszcz. A na trybunach śpiew: ,,Nigdy nie zgaśnie”.
Po meczu (wygrana) Zefir leżał na schodach ,,Kotwicy”, trzymając lód przy łuku brwiowym.
— Nie będę już nic ,,załatwiał” — powiedział, nie patrząc na nikogo. — Jak mam płacić, to zapłacę. Swoim, nie waszym. — Spojrzał na Martę. — Wiem, że zawiodłem.
— Jeszcze nie — odparła. — Zawiedziesz, jak przestaniesz walczyć.
Chorągiewka na wietrze łopotała przy drzwiach baru. Kierunek zmienny. Ale drzewiec – ten sam.
Odcinek 1 | Odcinek 2 | Odcinek 3 | Odcinek 4 | Odcinek 5 | Odcinek 6 | Odcinek 7
Komentarze
Z Pogonią przez życie. Odcinek 8: Chorągiewka na wietrze — Brak komentarzy
HTML tags allowed in your comment: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>