Z Pogonią przez życie. Odcinek 6: Wyjazd do Wrocławia
Autokar tym razem nie zawiódł. Zawiedli ludzie — albo może po prostu byli sobą. Na pierwszym postoju Młody uparł się, że kupi ,,szczęśliwe orzeszki”, Bolo pokłócił się z kierowcą o temperaturę, a Zefir gdzieś zniknął na kwadrans.
— Załatwiałem sprawy — tłumaczył, wracając z kieszenią pełną paragonów.
— Paragony nie spłacą twoich długów — skwitowała Marta.
W połowie drogi złapała ich ulewa. W kark leciało z nieba, jakby ktoś rozlał ocean. W bębnie Młodego rozbrzmiał nowy rytm, ten od Szymona. Ludzie zaczęli kiwać głowami, nie wiedząc, skąd znają ten oddech morza.
Wrocław przywitał ich śliskimi schodami i wąskim sektorem. Oprawa — może najpiękniejsza, jaką zrobili: wielka kotwica wznosząca się nad falami chorągiewek. Dźwięk poszedł przez trybunę jak fala uderzeniowa. Przez dwie minuty wszyscy oddychali razem.
A potem wszystko się posypało.
Ktoś przewrócił wózek ze sprzętem. Z wózka wypadły nie tylko taśmy. Dwie race, znajome jak pięść, zsunęły się na beton. Ochrona znów była ,,przy właściwych drzwiach”, jakby wiedzieli. Marta spojrzała na Zefira. Zefir spojrzał w bok.
— To nie ja — wychrypiał.
— To nikt — warknęła. — Race się same nie wnoszą.
W przerwie meczu Marta zeszła do toalety. W lustrze zobaczyła twarz kogoś, kto udaje spokój. Wtedy drzwi cicho skrzypnęły i weszła dziewczyna w zwykłej kurtce, bez barw.
— Jesteś Marta, tak? — zapytała. — Mam dla ciebie wiadomość. — Podała jej karteczkę. ,,Przestań szukać wroga na trybunach. Szukaj w telefonach.” Pod spodem: symbol neutralnej kamery.
— Kto ci to dał? — syknęła Marta.
— Chłopak z mediów. Ten z białą opaską. Powiedział, że jemu już nie płacą, więc przekaże darmo.
— I? — odparła niedowierzająco.
— I powiedział, że ,,filantrop się pali”. Cokolwiek to znaczy.
Po meczu (porażka, ale ciężka walka) Marta już wiedziała: ktoś mąci, żeby Zefir wyglądał jak zdrajca. Albo odwrotnie: Zefir mąci, żeby wyglądać jak ofiara. W obu wersjach — ktoś gra. A ona nie lubiła, kiedy ktoś gra nią.
Szymon wracał z nimi w ciszy. W autobusie światła świeciły się jak w akwarium. Ktoś zasnął. Ktoś płakał. Bolo patrzył w okno, jakby widział w nim dawne drogi.
— Jeszcze was to czeka — powiedział nagle. — Prawdziwa próba. Nie tutaj. U siebie. W domu najtrudniej wygrać.
Deszcz stukał w dach jak bęben. Młody przytrzymał instrument dłonią, jakby chciał uspokoić niebo.
Odcinek 1 | Odcinek 2 | Odcinek 3 | Odcinek 4 | Odcinek 5
Komentarze
Z Pogonią przez życie. Odcinek 6: Wyjazd do Wrocławia — Brak komentarzy
HTML tags allowed in your comment: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <s> <strike> <strong>