Szczeciński tygrys rozszarpał Cracovię
Co to było za meczycho… Poziom emocji był tak wielki, że myślałem, że w trakcie drugiej połowy nastąpi tu jakaś eksplozja. To, co zrobili piłkarze i kibice razem tego wieczoru na Twardowskiego, zostanie zapamiętane nie na lata, a na wieki. 7 goli, 2 wymuszone samobóje, 2 rzuty karne, czerwona kartka, bramki w doliczonym czasie gry obu połów, cały stadion dopingujący, piłkarze podkręcający, że chcą jeszcze więcej, jeszcze głośniej, podczas gdy już z uszu czacha dymi, na trybunach pomimo przenikliwego zimna, niezwykle gorąco, wręcz elektrycznie, iskry lecą, bo Tygrys dopadł swoją, osłabioną ofiarę i szarpie.
A w międzyczasie na trybunach spięcia, szarpanie ogrodzeń, stadionowe gonitwy, wojna o flagi, Policja studząca rozgrzane głowy i rozdzielająca krewkich miłośników sztuk walki i te wołania: coście tak cicho, Krakusy coście tak cicho, czy jakoś tak podobnie po strzelonych golach Portowców. 😉

Blisko 20 tysięcy widzów, w większości drugiej połowy już na stojąco, uczestniczyło w piłkarskiej wojnie przeciw Cracovii. Zapowiadając ten mecz i najbliższe miesiące z Pogonią Szczecin byłem święcie przekonany, że emocje tu będą sięgać zenitu i że to nigdy się nie skończy. Miałem rację. Kibice Dumy Pomorza urządzili przyjezdnym piekło na swojej ziemi. Dosłownie i w przenośni.
A wszystko zaczęło się od efektownego przedstawienia laserowego na płycie boiska, kontynuowanego następnie niezwykle urokliwym racowiskiem przy zgaszonych światłach. Goście nie byli dłużni i także odpalili niemałą porcję rac. W takiej, gorącej atmosferze, naładowani energią piłkarze, przystąpili do swoich działań wojennych na płycie boiska.

Niestety przez pierwsze 20 minut nasi piłkarze byli jakby spięci i przeładowani. Pole magnetyczne i wyładowania były na takim poziomie, że to musiało spowodować niespotykane wręcz niedokładności, kiksy, przegrywane pojedynki, tracenie piłek i w konsekwencji utratę dwóch goli we wstydliwy sposób. Już w trzeciej minucie meczu Leo Borges bezsensownie sfaulował w polu karnym Filipa Rózgę i sędzia Bartosz Frankowski nie miał innego wyjścia, jak podyktować rzut karny.
Snajper Cracovii, Benjamin Kallman, wykorzystał ten stały fragment gry, choć Valentin Cojocaru był bliski obrony. Wyczuł intencje strzelca, jednak piłka prześlizgnęła mu się pod ręką i brzuchem, a następnie wpadła do siatki. W 12 minucie było już 2:0 dla gości. Krakowianie przejęli piłkę na swojej połowie i wymienili dwa szybkie podania na jeden kontakt, a potem posłali futbolówkę za plecy naszych obrońców, gdzie sprintem i celnym strzałem wykazał się ponownie Kallman, zaliczając tym samym dublet w tym starciu. Nie tak miał wyglądać ten wieczór w Szczecinie.
Cracovia wymierzyła dwa bolesne pasy szczecinianom. W 20 minucie Mick Van Buren mógł zamknąć mecz. Uderzył głową celnie, lecz Cojocaru tym razem szczęśliwie utrzymał granatowo-bordowych przy życiu. Pięć minut później po szoku elektrycznym wybudzili się gospodarze i w zamieszaniu pod bramką gości groźnie szarżował najpierw Linus Wahlqvist. Oddał piłkę piętą do ”Grosika”, lecz ten dwukrotnie trafiał w rzucających mu się pod nogi obrońców drużyny z Krakowa. Potem na trybunach zaczęło wrzeć niemiłosiernie.
Kibice obu zespołów prowokowali się wzajemnie, kto głośniej, dosadniej oraz mocniej. Można było usłyszeć jakieś huki, wystrzały, akcje jak pod arsenałem, a obie strony zabezpieczały swoje flagi. W którymś momencie trybuny osiągnęły temperaturę wrzenia i to pomimo odczuwalnego zimna, jedni zaczęli szarpać się z płotem, drudzy natomiast tłumnie urządzili sobie pielgrzymkę pod sektor gości, aby z bliska puścić swoją litanię. Na to zareagowała Policja, która ostudziła zapędy usportowionej części widowni. W międzyczasie po odpalonych racach trzeba było odczekać, aż zadymienie ustanie. Całe zamieszanie zostało uwzględnione przez sędziego i dzięki temu piłkarze pograli jeszcze 7 minut. No i to była szczęśliwa siódemka dla Pogoni.

Rzut wolny, dośrodkowanie Grosickiego na rosłego Loncara, ten do Ulvestada i Norweg pakuje piłkę do siatki z bliskiej odległości. I kiedy wydawało się, że zaraz będzie czas na odpoczynek w przerwie spotkania, to jeszcze właśnie w 7 minucie doliczonej, kapitan Portowców dośrodkowuje w stronę Koulourisa, ten przymierzał się do przewrotki, jednak ubiegł go Kakabadze i niefortunnie głową pokonał własnego bramkarza. Zatem do przerwy mamy remis 2:2. Uffffffff.
Działo się tak wiele, że przyznam szczerze, że nie wiedziałem, czy krzyczę z radości, czy też złości. To był emocjonalny rollercoaster, do wytrzymania dla ludzi o mocnych nerwach. A że w Szczecinie jesteśmy przyzwyczajeni do horrorów, dramatów, komedii i telenoweli wszystko w jednym, z tą większą niecierpliwością wszyscy czekaliśmy na to, co przyniesie druga połowa meczu. Zatem jak to u Hitchkoka, najpierw było trzęsienie ziemi, a w drugiej części pojedynku zaczyna się fabuła. A może lepiej, zaczyna się koncert jednego zespołu.

Zanim jednak usłyszeliśmy melodię z naszych marzeń w wykonaniu naszych piłkarzy, najpierw czerwoną kartkę otrzymał Van Buren za atak niczym karateki nogą na głowę Koutrisa. Po analizie VAR arbiter nie miał wątpliwości i dał znak piłkarzom, że wojna wojną, ale jednak jakieś zasady obowiązują. Zatem przez ponad pół godziny Pogoń grała w przewadze i chciała wykorzystać właśnie tę słabość rywala. Na konferencji przedmeczowej zapytałem właśnie trenera Kolendowicza, czy będziemy jak Perski Tygrys i po wnikliwej obserwacji przeciwnika przystąpimy do skutecznego ataku, a potem rzucimy się na niego i skonsumujemy trzy punkty?
Odpowiedź piłkarzy na boisku była twierdząca. Tak właśnie zrobiła granatowo-bordowa drużyna i nie pozwoliła wydrzeć sobie zdobyczy.
W 74 minucie Borges daje sygnał do ataku, strzela sytuacyjnie, celnie, jednak bramkarz daje radę. Cztery minuty później próbuje Nasz Złoty ”Kulu” przewrotką, jednak obok słupka. Co się odwlecze, to nie uciecze. W 80 minucie mamy kombinacyjną akcję Portowców w polu karnym Cracovii, Gamboa pada ścięty i mamy rzut karny. Pewnym egzekutorem jedenastki oczywiście staje się Koulouris i trybuny z radości po chwili odlatują w kosmos. Radość trenera bezcenna.
W 84 minucie tym razem szybki wypad Pogoni, długa piłka do ”Grosika”, ten dośrodkowuje do ”Kulu”, jednak znów został ubiegnięty przez obrońcę gości, który sam sobie wpakował piłkę do siatki. Mamy 4:2, a piłkarze chcą więcej i dalej podkręcają kibiców do jeszcze głośniejszego dopingu. Są jak na haju, a my to kochamy, my też chcemy to brać. W 95 minucie dzieła zniszczenia wroga dokonał ten, kto zaczął dla Pogoni, czyli Ulvestad. Wpakował futbolówkę z bliska wolejem po świetnym dośrodkowaniu i zamieszaniu podbramkowym.

Mamy zatem 5 tygrysich pazurów wbitych głęboko w korpus Cracovii. Te rany będą się długo goić po tym starciu. Zapytałem trenera Pasów, jak długo będą wylizywać rany po takiej walce. Nie umiał na to pytanie odpowiedzieć, choć to jest dobry fachowiec. Tak mówił trener Kolendowicz po ostatnim gwizdku sędziego. My ostrzymy już nasze pazury na Legię i będziemy gotowi. Na razie przetrawimy ten mocny, obfity posiłek i w następnej kolejce będziemy mieli ochotę na więcej.
Teraz nastąpi przerwa na reprezentacje i powoli będziemy zmierzać do meczu o finał Pucharu Polski, na który już dziś ostrzymy sobie zęby.
To była niesamowita promocja futbolu, emocji, kibicowskiej oprawy, synergii trybun i piłkarzy, którzy zostawili mnóstwo energii na boisku. Lepszego spektaklu, widowiska piłkarskiego, nie można było sobie wyobrazić. Byłem na wielu meczach, byłem świadkiem meczu z Lechem, gdzie przy stanie 0:2 w 88 minucie, Pogoń wyciągnęła na 3:2 i to tez było wielkie meczycho. Jednak to, co zobaczyłem, usłyszałem i odczułem dziś, przerosło moje oczekiwania i wszelkie fantazje związane z klimatem trybun. Myślę, że dla Alexa Haditaghiego, Tana Keslera, Nilo Efforiego i Jarosława Mroczka obecnych na trybunach, było to niezwykłe przeżycie i wszyscy mają świadomość magii tego miejsca i tego wieczoru. Warto tutaj inwestować, bo takich emocji nie kupi się nigdzie indziej, tylko tu, na szczecińskiej Paprikanie.
Wszyscy kochamy futbol, wszyscy kochamy Pogoń Szczecin i chcemy więcej. Takich chwil jak ta.
Pogoń pokonała Cracovię 5:2, a kibice długo szli z pieśnią na ustach: Wygrał, wygrał ten mecz, niech się niesie zwycięska pieśń! I niech tak hula! Do następnego!
Pogoń Szczecin 5:2 Cracovia
Bramki: Fredrik Ulvestad 45′, 90′, Otar Kakabadze 45′ (GS), Efthýmis Kouloúris 82′ (K), Virgil Ghiță 84′ (GS) – Benjamin Källman 5′ (K), 12′
Składy:
Pogoń: 77. Valentin Cojocaru – 28. Linus Wahlqvist, 68. Danijel Lončar, 4. Léo Borges, 32. Leonárdo Koútris (88, 60. Mateusz Bąk) – 27. Olaf Korczakowski (85, 25. Wojciech Lisowski), 21. João Gamboa, 8. Fredrik Ulvestad, 19. Kacper Łukasiak (64, 61. Kacper Smoliński), 11. Kamil Grosicki (88, 17. Jakub Lis) – 9. Efthýmis Kouloúris (89, 51. Patryk Paryzek).
Cracovia: 13. Sebastian Madejski – 25. Otar Kakabadze, 4. Gustav Henriksson, 5. Virgil Ghiță, 39. Mauro Perković (46, 19. Davíð Kristján Ólafsson) – 18. Filip Rózga (71, 10. Martin Minczew), 6. Amir Al-Ammari, 88. Patryk Sokołowski (85, 21. Kacper Śmiglewski), 11. Mikkel Maigaard (60, 14. Ajdin Hasić), 9. Benjamin Källman – 7. Mick van Buren.
Żółte kartki: Lisowski – Perković, Hasić.
Czerwona kartka: Mick van Buren (63 minuta, Cracovia, za brutalny faul).
Sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń).
Widzów: 19 227.
Zdjęcia: Marcin Zapart
Co tu sie nawyprawialo. Kuzwa po raz pierwszy nie widzialem meczu, bylem wyjechany totalnie, poza swiatem. wracam a tu takie czary mary. Serio najpierw przegrywalismy a potem takie strzaly? Slyszalem, ze na trybunach gosci nie bylo za wesolo, a ktos im wpier………l wreszcie?. Czas najwyzszy odebrac co nasze, karma wroci.
Oj działo się tego wieczoru bardzo dużo i na boisku i na trybunach. Ktoś z Craxy był tak zuchwały, że podjął się próby zerwania naszej flagi, ponoć został w porę dostrzeżony i zaliczył jakieś klapsy. Potem nasza brygada tygrysów rzuciła się pod klatkę by poszarpać się z padliną z Krakowa. Jednak w zabawie przeszkodziły białe kaski. Po paru minutach prężenia muskułów i rozproszeniu się dymu wzowiono mecz. Ta przerwa pomogła naszym piłkarzom w złapaniu kontaktu z trenerem i zmianie takatyki, co skutkowało dwiema bramkami do przerwy dla nas i nowe nadzieje w drugiej połowie. A tam rządziła już niepodzielnie Pogoń. Na trybunach ogień przez cały mecz, przed i po. Najbardziej intensywny mecz na jakim byłem, pod każdym względem. Nasz trener na konferencji pomeczowej był wyczerpany – niech to świadczy ile emocji, energi i siły jego to kosztowało, a co dopiero piłkarzy i także kibiców. Każdy dał z siebie 1948 procent. Było zajebiście!
Tradycyjnie wyjebany w kosmos artykul. Skad Ty czerpiesz takie teksty? Troche za długi i staje się męczące czytanie, ale merytorycznie dobrze przygotowany. Jak ja Wam zazdroszcze, że możecie być tam na miejscu. Mnie sie uda przyjechać do Polski na finał, jak Pogoń będzie w finale PP. Powodzenia i gratulacje
Dzięki bardzo. To leci z głowy, czyli z zupełnie z niczego, jak to mówią w kabaretach. Tak dużo się działo w tym meczu i na trybunach, co stanowiło najwspanialszy emocjonalny spektakl na jakim byłem, zatem należało opisać takie jakie właśnie wydarzenie jakim było. Na bogato. Żebyś widział zmęczenie trenera Kolendowicza na konferencji pomeczowej. On był wymęczony emocjonalnie po tym show. On też dał z siebie maxa. Obyśmy mieli to szczęście dostać bilety na finał PP z udziałem Pogoni. Łatwo nie będzie. Z całą pewnością kibice Ruchu lub Legii także rzucą się na bilety i stadion będzie pękał w szwach. Oby trener Robert Kolendowicz zabrał nas tymi krętymi ścieżkami do tego pięknego miejsca. Stadion Narodowy stoi przy Wybrzeżu Szczecińskim, to musi być nasza uliczka, którą Kulu z Grosikiem wjadą do bramki Legii lub Ruchu. Wielkie emocje przed nami. Najpierw musimy wyciąć Puszczę w pień w Niepołomicach i do tego potrzebni będą wypoczęci i gotowi na wyrąb lasu, nasi mocni i doświadczeni drwale. Póki co piknik z reprezentacją…
Oj , chyba mocno odurzony byłeś jak o 3.44 wrzuciłeś artykuł .
Widać adrenalinka długo trzymała….
No , ale faktycznie , przebieg meczu i w rezultacie jego wynik był zaskakujący….
Ja to se nawet pod nosem śpiewałam, …ale wkoło jest wesolo”.
No , a na koniec było bardzo radośnie…. Oby tak zawsze było..
Tym razem pomimo swoich spostrzeżeń czepiać się nie będę niczego. Bo fakt. Wygrał ten mecz….
Adrenalina mocno trzymała mnie, zasnąłem dopiero około 5 rano, a i tak wstałem na wpół przytomny około 8 by zawieść synka na jego granie. Ten mecz zapadnie mi w pamięci na zawsze. Takich emocji doświadcza się pewnie raz, a może dwa razy w życiu. Mam nadzieję, że równie pięknie będzie w maju na Narodowym.
Genialny artykuł. Dziękuję. A drużyna??? Do dziś brak mi słów-mam łzy wzruszenia i niedowierzania. Jesteśmy cholernie zdeterminowanym i silnym miastem- podnosimy się z gruzów… A to co ta drużyna pokazuje w najgorszym dla klubu okresie jest po prostu wzorem miłości i oddania temu co kochają najbardziej. Bardzo bardzo dziękuję.
To był fantastyczny wieczór na Twardowskiego, niezapomniany, epicki, przejdzie do chlubnej historii zwycięskich pojedynków z Cracovią. Poziom emocji z najwyższej półki. Taką Pogonią ja chcę odurzać się więcej!