Na Zająca – Pogoń zwyciężająca
W Wielką Sobotę Pogoń Szczecin sprawiła wielką radość blisko 20 tys. kibicom zgromadzonym na szczecińskiej Paprikanie, bo spuściła Medalikom świąteczne lanie. To był wielki mecz walczącej Dumy Pomorza i tylko doskonała forma bramkarza Rakowa Częstochowa, Kacpra Trelowskiego, zadecydowała o tym, że Portowcy strzelili zaledwie jednego gola, mając olbrzymią przewagę przez całe starcie, ale za to trafienie Linusa Wahlqvista było na wagę trzech punktów.
To był pojedynek dwóch najlepiej grających drużyn w tym roku kalendarzowym. Zatem wszyscy kibice mogli spodziewać się wyrównanej i bardzo emocjonującej rywalizacji na jakościowe zagrania, skuteczne rajdy i bramki po pięknych strzałach. Na przedmeczowej konferencji zapytałem trenera Roberta Kolendowicza, czy jesteśmy gotowi na fizyczne starcie się z mocno wybieganym rywalem, jak i zapytałem o to, czy trenowaliśmy stałe fragmenty gry przed tym meczem, aby być gotowym na te elementy piłkarskiego rzemiosła, zarówno w obronie, jak i ataku, gdyż mogą one zadecydować o wyniku spotkania?
Trener jak najbardziej potwierdził, że jesteśmy na to gotowi i trzeba uczciwie powiedzieć, że było widać na boisku walkę, determinację, wybieganie, a także wszyscy zgromadzeni na stadionie kibice mogli kilkukrotnie podnieść się z krzesełek, gdy Pogoń wykonywała rzuty wolne i rzuty rożne, gdyż to właśnie po nich Trelowski musiał wielokrotnie wykazywać się swoim kunsztem bramkarskim.
Mecz ledwo się zaczął, a już dla dwóch zawodników mógł zakończyć się zaledwie w ciągu kwadransa, bo takie iskry szły, gdy na polu walki, na przeciw sobie, stanęli mężczyźni idący na całość. Najpierw w 12 minucie, w gladiatorski pojedynek wdarli się Ivi Lopez i Linus Wahlqvist. Zaczęło się od przepychanki, potem bezpardonowe szarpanie, a skończyło się przypadkowym ruchem barku w twarz gwiazdy Rakowa. Sędzia jednak nie dopatrzył się celowości w bliskim kontakcie i pozwolił na grę dalej obu piłkarzom.
Jednak w 15 minucie Erick Otieno po stracie piłki poszedł bardzo energicznym wślizgiem wprost na Rafała Kurzawę i wyprostowaną nogą zaatakował staw skokowy naszego lidera pomocy, co mogło skończyć się ciężką kontuzją. RK7 w wyniku tego dynamicznego wejścia, zanim upadł na murawę, wykonał salto w powietrzu. Taki to był impet brutalnego wejścia rywala.
O dziwo sędzia Damian Sylwestrzak początkowo nawet nie dał żółtej kartki za ten faul. Lecz na całe szczęście po analizie VAR zreflektował się i nie mając już wtedy wyjścia zasłużenie pokazał piłkarzowi Rakowa czerwoną kartkę. Kara za taki kryminał powinna być dotkliwa – przynajmniej kilka meczów odpoczynku dla takiego, boiskowego zabijaki się należy moim zdaniem.

Arbiter w ten sposób próbował też ostudzić zapędy innych gladiatorów, aby więcej nie dochodziło do brutalnej gry. Jednak w trakcie tego starcia wielokrotnie dochodziło do spięć na boisku. Tu wióry leciały, jak w jakimś przodującym tartaku. Piłkarze w tym meczu zobaczyli łącznie 5 żółtych kartek i jedną czerwoną. Zatem w meczu twardych, szczecińskich Portowców z częstochowskimi Medalikami nie było zmiłuj się. Na całe szczęście krwi nie stracił nikt, ale Raków od 16 minuty musiał już grać o jednego zawodnika mniej i to zupełnie słusznie.
Kibice Pogoni mogli zmartwić się szczególnie, bo wszyscy wiemy, jak wiele Rafał daje drużynie w środku pola, a że zbliża się mecz na Narodowym i pamiętając naszą grę rok temu bez kontuzjowanego wtedy Kurzawy, nie chcielibyśmy takiej powtórki z rozrywki. Przecież pamiętamy, że gra wtedy nam się nie kleiła. Sztab medyczny szczęśliwie ogarnął sytuację i przywrócił nam ”Kurziego” do gry, a że jest to jeden z tych, co umie grać na fortepianie, którego reszta dźwiga, to czekaliśmy na jakąś jego wirtuozerię z lewej nogi w dalszej części spotkania.

Nie musieliśmy długo czekać. W 21 minucie mamy rzut wolny wykonywany właśnie przez naszego wirtuoza z lewą nogą, a piłka jest skierowana na mocno pracującego głową Wahlqvista.
Po jego strzale z największym trudem spod poprzeczki futbolówkę wybija na róg nie kto inny, jak bohater Rakowa, czyli Trelowski. W 26 minucie w środku pola znowu dzieli i rządzi oczywiście Kurzawa. Podaje do Adriana Przyborka na prawo, ten do Leonardo Koutrisa, a następnie także lewą nogą strzelał Grek z 20 metrów i wydawało się, że padnie wreszcie upragniona bramka, ale nic z tego. W bramce wyciągnął się jak struna człowiek z gumy, Kacper Trelowski i wybił piłkę na kolejny korner.
W 32 minucie nasz grecki, lewy obrońca, a właściwie raczej wahadłowy, jeszcze raz stworzył zagrożenie, podając do kapitana Kamila Grosickiego, który bez namysłu uwalnia greckiego snajpera ”Kulu”. Tym razem lewą nogą strzela na bramkę i kolejny raz człowiek z gumy szpagatem uratował się wybijając piłkę, która zmierzała tuż przy słupku do siatki.
Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. W 37 minucie w końcu nadeszła wiekopomna chwila, gdzie w roli głównej zagrał oczywiście Rafał Kurzawa, który na krótko rozegrał rzut rożny z ”Grosikiem”, zamarkował podanie do kapitana, oszukał rywala w ten sposób, zrobił użytek ze swojej, genialnej, lewej nogi i dośrodkował w punkt w pole karne. Idealnie na głowę Linusa Wahlqvista, który z sześciu metrów wpakował futbolówkę do bramki, skacząc zdecydowanie, dynamicznie i najwyżej.
Bramkarz sięgnął piłkę, ale nie mógł zatrzymać jej, gdyż była mocno uderzona i to jeszcze po koźle. Na trybunach wielka radość i jeszcze więcej, świątecznej mocy kibice kierowali w stronę walczącej Pogoni. Chcieli ją nieść po więcej i taka była dziś energia na stadionie.

Raków w tej połowie odpowiedział tylko jedną, groźną kontrą w 43 minucie, kiedy to szybko piłkarze gości przemieścili piłkę w nasze pole karne. Jednak szczęśliwie Valentin Cojocaru wyszedł z sytuacji obronną ręką. Do pracy zmusiła go kombinacyjna akcja Iviego Lopeza wraz z Jeanem Carlosem, którego dobrze znamy z występów w granatowo-bordowych barwach.
Po zmianie stron Duma Pomorza dalej chciała rządzić na boisku. Już w 50 minucie mogło być 2:0. Rzut wolny, niespodziewane podanie do Leo Borgesa, ten ominął mur rywali i mocnym strzałem chciał zaskoczyć najlepszego piłkarza gości, jednak ten broni jak w transie, odbija piłkę przed siebie, dopada do niej João Gamboa i sytuacyjnie próbuje dobijać futbolówkę z bliska, jednak znów jakimś cudem bramkarz Medalików odżegnuje zagrożenie, wtykając swoje palce w pozycji opadającego pajacyka na drodze do naszego szczęścia niestety. Coś niesamowitego, co ten golkiper wyczyniał w tym pojedynku.

W 54 minucie do przodu kolejną akcję napędza Kurzawa i podaje do ”Grosika”, ten mija obrońcę, schodzi do środka pola karnego i uderza soczyście. Jednak jak to mówią, strzeżonego Pan Bóg strzeże, a że gramy z Medalikami, to im także słupek pomaga i wciąż tylko 1:0. Nawet i tu końcem palców bramkarz skierował piłkę właśnie na aluminium.

W 60 minucie mamy kolejne zamieszanie podbramkowe, trwa rozpaczliwa obrona Częstochowy, piłka trafia na koniec do Koutrisa, który w tym spotkaniu miał wielką chęć na gola i dobrze nastawiony celownik. Oddaje strzał, no ale co z tego, kiedy niebiosa były dziś mu nieprzychylne i pozostało mu tylko wznieść ręce do góry i wysłać zapytanie dlaczego… My wiemy dlaczego. Bo to wiara bramkarza z Częstochowy we własne umiejętności i świetne jego przygotowanie do tego starcia utrzymywała gości wciąż przy nadziei i życiu.

W 77 minucie Raków mógł mówić o podwójnym szczęściu. W końcu to dwie siódemki, to jakże miałoby być inaczej. Fredrik Ulvestad najpierw położył zwodem obrońcę na ziemię, oddał strzał, który trafił w rękę ślizgającego się rywala, a jego dobitka niestety poszła bokiem. Sędzia uznał, że ta ręka nie nadawała się na rzut karny. No cóż, zdania naukowców w tym temacie pewnie będą różne po obu stronach barykady.
W doliczonym czasie gry goście mieli jeszcze okazję na strzał z bezpańskiej piłki na 25 metrze od naszej bramki. Na nasze szczęście jednak Jesus Diaz uderzył niecelnie, a że to była najlepsza okazja przyjezdnych, to nie wykluczone, że po drodze do domu koledzy może go nie ukrzyżują. Jednak ta sytuacja będzie mu się śniła po nocach i pewnie trenera Marka Papszuna to będzie długo bolało, bo liczył właśnie na wykorzystanie tzw. pół sytuacji w tym meczu.
Więcej goli już nie padło. Zatem na Zająca Pogoń jest wygrywająca i może ten wynik przyczynić się do tego, że Raków, który przed tym starciem był liderem, przestanie nim być, o ile Lech pokona Cracovię w Poznaniu. Do walki o mistrza także może wrócić Jagiellonia Białystok, jeśli pokona Zagłębie Lubin u siebie. Portowcy tym samym pokazują, że wciąż naciskają na Jagę i nie odpuszczą walki w lidze o podium, a że w ostatniej kolejce sezonu 2024/2025 zmierzymy się z aktualnym Mistrzem Polski w Białymstoku, to jeszcze emocje będą gwarantowane do ostatniego gwizdka w obecnych rozgrywkach.
Duma Pomorza wystąpiła w strojach zainspirowanymi sezonem 1987/1988. Czerwono-czarne pasy, styl retro. Wówczas w takich strojach bramki dla Pogoni strzelał np. Marek Leśniak, a że to jednak mamy teraz czas świąteczny, to mi się przypomina komentarz redaktora Szpakowskiego, kiedy to w meczu reprezentacji Polski na stadionie Śląskim, Leśniak miał setkę i wystarczyło tylko z zimną krwią pokonać bramkarza, który sprezentował mu okazję. Jednak uderzył tak, że dał szansę golkiperowi na sparowanie piłki tuż obok bramki i wtedy padło to epickie: ,,O Jezus Maria, jak to było możliwe?”
I dziś te koszulki retro trochę jednak przypomniały piłkarzy i ich zmagania sprzed lat z całym inwentarzem. Nie ma co się dziwić, że i tym razem bramkarz rywali wyczyniał cuda w bramce i tylko raz dał się pokonać. Może na dobry talizman warto poszukać kolejnych edycji koszulek, w których nasi piłkarze zdobywali medale, bo w tamtych rozgrywkach Pogoń zajęła dopiero 10. lokatę, bezpośrednio tuż za Lechem i Jagiellonią.
Póki co mamy swoje marzenia do spełnienia w tych rozgrywkach i chcemy wyprzedzić Jagiellonię. Na dodatek w tamtych czasach Puchar Polski zdobył Lech, który pokonał nas w ćwierćfinale, a konkretnie Araszkiewicz, który potem w finale po rzutach karnych pokonał Legię Warszawa. No, może choć w tym aspekcie coś dobrego nam tu się jawi, że można pokonać stołecznych w finale.
Z dzisiejszego zwycięstwa z liderem aspirującym do mistrzostwa trzeba się cieszyć i warto podtrzymać tę energię, determinację oraz złość boiskową na kolejne spotkanie, które już w piątek, 25 kwietnia, o godzinie 18:00, w Niepołomicach z tamtejszą Puszczą. To będzie dla gospodarzy z pewnością mecz rewanż za przegraną w półfinale w Pucharu Polski, gdzie nasi piłkarze wycięli im 3 dorodne drzewa i rywale mają pewnie teraz olbrzymią wolę rehabilitacji, a że potrzebują punktów do utrzymania się w PKO BP Ekstraklasie, to możemy spodziewać się ponownie ciężkiej orki przy wyrębie lasu i lekko nie będzie.
I w ten sposób Puszcza staje na naszej drodze pełnej zakrętów po nasze marzenia związane z datą 2 maja 2025 roku, kiedy to zagramy na pięknym Stadionie Narodowym z Legią Warszawa. Rok temu Puszcza była też naszym, pierwszym rywalem po przegranym meczu finałowym z Wisłą Kraków. Wygraliśmy wtedy u siebie z wielkim trudem 1:0 po golu Koutrisa.
Aktualnie mamy 50 punktów i pewne 4. miejsce w tabeli. Przed nami jeszcze 5 kolejek do końca sezonu. Do zdobycia zatem jest 15 punktów. Oprócz wspomnianych, wyjazdowych starć z Puszczą i Jagą, zagramy jeszcze u siebie z Motorem Lublin i Lechią Gdańsk oraz na wyjeździe z Radomiakiem Radom.
Pudło zatem wciąż jest możliwe. Jednak wymagać to będzie prawdopodobnie przynajmniej czterech zwycięstw w tych pięciu pojedynkach. W jakim stopniu to jest możliwe? Niech każdy sobie sam spróbuje odpowiedzieć na to pytanie.
Wszyscy odliczamy już każdy dzień zbliżający nas do meczu sezonu, a kibice dają temu nad wyraz, śpiewając do kapitana: ,,Prowadź nas do finału, bo tam chcemy zobaczyć Pogoń on Fire, Ału!”
Pogoń Szczecin 1:0 Raków Częstochowa
Bramka: Linus Wahlqvist 37′
Składy:
Pogoń: 77. Valentin Cojocaru – 28. Linus Wahlqvist, 68. Danijel Lončar, 4. Léo Borges, 32. Leonárdo Koútris (82, 25. Wojciech Lisowski) – 10. Adrian Przyborek (68, 15. Marcel Wędrychowski), 21. João Gamboa, 8. Fredrik Ulvestad, 7. Rafał Kurzawa, 11. Kamil Grosicki (88, 13. Dimítris Keramítsis) – 9. Efthýmis Kouloúris.
Raków: 1. Kacper Trelowski – 7. Fran Tudor, 24. Zoran Arsenić (82, 88. Matej Rodin), 4. Strátos Svárnas – 26. Erick Otieno, 5. Gustav Berggren, 30. Władysław Koczerhin (75, 23. Péter Baráth), 84. Adriano Amorim (82, 17. Leonardo Rocha), 10. Ivi López (61, 15. Jesús Díaz), 20. Jean Carlos Silva – 18. Jonatan Braut Brunes (76, 9. Patryk Makuch).
Żółte kartki: Léo Borges – López, Svárnas, Jean Carlos Silva, Baráth.
Czerwona kartka: Erick Otieno (Raków, 16 minuta, za brutalny faul).
Sędziował: Damian Sylwestrzak (Wrocław)
Widzów: 19 665
Zdjęcia: Pogoń Szczecin i Ekstraklasa TV.
Może powinienem był precyzyjnie dodać, że to są dwie najlepiej punktujące drużyny w 2025 roku. Granie w dobrym stylu, powiedzmy, że zakończone udanym telemarkiem. Mecz pełen emocji. Widzieliśmy dwóch świetnych aktorów tego widowiska. Po stronie Rakowa – bezapelacyjnie – Kacper Trelowski, który być może rozegrał mecz życia, a po stronie Pogoni – oczywiście wirtuoz z lewą nogą – Rafał Kurzawa, który w tym meczu regulował wszystko i dał złotą asystę na miarę 3 punktów. Pot świadczy o wysiłku włożonym w te zwycięstwo. Idziemy dalej, po pudło i puchary.
Syn mój mi tak powiedział , że pewnie o te punkty Tobie chodziło.
A pot z wysiłku już po 20 minutach mając przewagę??
Hmmm….
Dwie najlepiej grające drużyny?
Nie zgadzam się, ale nie będę wskazywać tej słabszej.
Mecz taki sobie .
No i niestety nie było widać w naszym zespole przewagi jednego zawodnika.
Wielkie brawa dla Rafała , ale to pewnie powiem mu osobiście.
Taka gra robi na mnie ogromne wrażenie , nie show, bezmyślne kiwanie i bieganie , z którego nic nie wynika.
Trzy punkty są i z tego się cieszmy, ale według mojej oceny panowie czasem wyglądają lepiej niż wyglądali wczoraj.
I dlaczego po około 20 minutach grania z niektórych z nich pot spływa całymi kaskadami ?
Wesołych Świąt .