Mecz bramkarzy, którym błąd się nie przydarzył
W meczu bez przyjaźni padł bezbramkowy remis, który żadnej ze stron nie drażni. W Warszawie blisko 28 tysięcy kibiców było świadkami emocjonującego starcia, w którym stołeczna Legia gościła u siebie szczecińską Pogoń. Na ten pojedynek wielu kibiców z całego kraju ostrzyło sobie apetyt, licząc na rywalizację dwóch jakościowych drużyn z PKO BP Ekstraklasy, niczym dwóch bokserów wagi ciężkiej, gdzie każdy cios ma swoje znaczenie, a ich uniknięcie może mieć decydujące znaczenie dla przetrwania do końca rywalizacji.
I tak właśnie było w Warszawie. A obie drużyny uniknęły straty gola dzięki świetnej dyspozycji swoich bramkarzy, którzy w decydujących momentach wykazywali się dobrym wyczuciem czasu i przestrzeni, refleksem, skutecznymi oraz szczęśliwymi interwencjami stając się bohaterami swoich drużyn.
Mecz był bardzo wyrównany. Legia miała więcej z gry w pierwszym kwadransie i po błędach Keramitsisa, który grał bardzo elektrycznie, mogła objąć prowadzenie. Jednak Cojocaru utrzymywał konto Pogoni na zero z tyłu. Po zmianie stron młody Grek grał już jak profesor i nie przegrał żadnego pojedynku z Gualem ani Morishitą, którzy w pierwszej części spotkania stwarzali mu wiele problemów. W drugiej połowie mogliśmy zobaczyć Messiego ze Szczecina, czyli Marcela Wędrychowskiego, który dał świetną zmianę i przez 45 minut wygrywał pojedynki jeden na jeden oraz stanowił wielkie zagrożenie na lewej flance Legii, a naszej prawej. Dużo biegał, walczył i tylko szkoda, że po jego podaniach nie padły gole.
Z perspektywy boiska i wydarzeń meczowych remis jest sprawiedliwym wynikiem, który nie krzywdzi żadnej ze stron. Jednak biorąc pod uwagę, że w meczach pomiędzy tymi drużynami Pogoń zdobyła 4 punkty i aktualnie ma nad Legią 3 punkty przewagi, to skłania mnie do werdyktu, że to właśnie Portowcom ten wynik bardziej pasuje niż Wojskowym.
Swoje okazje na strzelenie gola mieli dziś Przyborek, Koulouris (dwukrotnie) i Ulvestad, ale jednak Kacper Tobiasz, bramkarz Legii, zawsze był na posterunku i nie dał się oszukać.
Dla stołecznych Marc Gual i Ryoya Morishita. Mogli pokonać Valentina Cojocaru, gdyby ten nie był dziś w bardzo wysokiej formie. W drużynie Pogoni nie mógł dziś zagrać Loncar, który rozchorował się i w jego miejsce wystąpił Keramitsis. Ten mecz kosztował go wiele nerwów. Zwłaszcza na początku spotkania, ale potem było już tylko lepiej. W drużynie gospodarzy w drugiej połowie pojawił się ulubieniec szczecińskiej publiczności – Vahan Biczachczjan, który próbował swoich sił na prawym skrzydle. Jednak nasi piłkarze znają jego możliwości i blokowali możliwość zejścia na lewą nogę i oddanie strzału, a gdy próbował pójść na prawą, to robił to nieudolnie, bez zagrożenia dla naszej drużyny.
Pogoń w meczu grała kompaktowo, blisko siebie, a do działań defensywnych angażował się także kapitan, Kamil Grosicki, wzmacniając nasze zasieki obronne, uniemożliwiając Legii na korzystanie z wolnych przestrzeni, wypełniając luki zawsze, gdy była taka potrzeba.
Ten mecz to preludium do bardzo ważnych pojedynków w Pucharze Polski.
Pogoń jedzie do Niepołomic, by we wtorek walczyć o nasze marzenia związane z udziałem w finale. Z kolei Legia w środę zmierzy się z Ruchem w Chorzowie, gdzie można spodziewać wypełnionego stadionu i wielkiego, piłkarskiego i kibicowskiego święta na trybunach.
Te starcia zdecydują o tym, kto zagra w finale. Faworytami oczywiście są te drużyny, które właśnie ze sobą zremisowały bezbramkowo, gdzie to Duma Pomorza może uznać ten remis dla siebie za zwycięski, zmniejszając efektywnie szansę drużyny z Warszawy na zajęcie miejsca na pudle na koniec sezonu.
Zatem zarówno dla Portowców, jak i Wojskowych najbliższe rywalizacje w Pucharze Polski nabierają jeszcze większego znaczenia i stają się meczami o wszystko. O nadzieję gry w Europie w kolejnych rozgrywkach, a także o wielkie pieniądze, które można podnieść z europejskich boisk w ramach Ligi Europy oraz Ligi Konferencji Europy.
Na stadionie przy ul. Łazienkowskiej 3 zameldowała się liczna grupa kibiców przyjezdnych. Można było ich zobaczyć i usłyszeć, gdyż doping był donośny oraz przyczynił się do tego, że z podniesioną głową można wracać do Szczecina i przygotować się na wycinanie Puszczy w Niepołomicach, co ani łatwe, ani przyjemne nie będzie.
Czeka nas ciężka orka, bo gdzie drwa się rąbie, tam wióry lecą i tego właśnie trzeba spodziewać się w Niepołomicach.
Legia Warszawa 0:0 Pogoń Szczecin
Składy:
Legia: 1. Kacper Tobiasz – 13. Paweł Wszołek, 12. Radovan Pankov, 3. Steve Kapuadi, 19. Rúben Vinagre – 11. Kacper Chodyna (63, 21. Wahan Biczachczjan), 67. Bartosz Kapustka, 22. Juergen Elitim, 25. Ryōya Morishita, 82. Luquinhas (63, 53. Wojciech Urbański) – 28. Marc Gual (81, 17. Ilja Szkurin).
Pogoń: 77. Valentin Cojocaru – 28. Linus Wahlqvist, 13. Dimítris Keramítsis (76, 25. Wojciech Lisowski), 4. Léo Borges, 32. Leonárdo Koútris – 10. Adrian Przyborek (46, 15. Marcel Wędrychowski), 21. João Gamboa (84, 19. Kacper Łukasiak), 7. Rafał Kurzawa, 8. Fredrik Ulvestad (73, 61. Kacper Smoliński), 11. Kamil Grosicki (84, 27. Olaf Korczakowski) – 9. Efthýmis Kouloúris.
Żółte kartki: Kapuadi, Elitim – Przyborek, Grosicki, Koútris.
Sędziował: Wojciech Myć (Lublin).
Widzów: 27 424.
Niewątpliwie mecz ten był pokazem kunsztu bramkarzy. Cojo rewelacja
Otóż tak . Według mojej oceny nie było to widowisko urywające głowy. Pierwsza połowa . Bez komentarza. Trochę Panowie się odkleili. Druga , wszyscy byli już zmęczeni więc trochę się to wyrównało. Aczkolwiek zanotowałam trochę niepotrzebnych strat w środku pola.
Z całym szacunkiem do Marcela może i faktycznie robił show, ale show ma to do siebie , że jest efektowne , a nie koniecznie efektywne….Czasem trzeba podnieść głowę i widzieć kolegów na boisku…
Cojocaru ….Faktycznie , wybraniał, ale wiesz co powiedziało znane Ci dziecię moje ( lat 10 ) w którymś momencie meczu?
Mama , patrz drugie dokładne podanie. Zauważyl niechlujność naszego bramkarza przy wyprowadzaniu piłek.
I drugie jego spostrzeżenie. Za długo to trwa. Był przekonany , że dostanie żółtą kartkę .
No i młodzież…Jak to młodzież. Gorąca głowa szybko się spala.
Nie potrafię określić tego meczu ani , że był super , bo taki nie był, ale nie mogę też powiedzieć, że był fatalny , bo też taki nie był….Coś może i było, ale i dużo brakowało.
Ot tak…..
Zobaczymy co czas przyniesie. Teraz tak naprawdę może wydarzyć się wszystko……
Dobrej nocy i do zobaczenia niedługo.