Lwi pazur Pogoni
22 sierpnia Księżyc znajdował się w Lwie. I to musiał być znak, sygnał zwycięstwa Pogoni w Łodzi w meczu w ramach 6. kolejki PKO BP Ekstraklasy. Bo cóż innego mogłoby zwiastować sukces naszej drużyny, wiedząc uprzednio to, że Portowcy musieli zagrać bez trzech ważnych piłkarzy: najlepszego strzelca XXI wieku polskiej ligi – Eftimisa Koulourisa, a także kontuzjowanych Borgesa i Ulvestada.
Nasz zespół rozpoczął ten sezon fatalnie, przegrywając 3 mecze, tracąc w nich mnóstwo goli i tym razem jechał do Serca Łodzi, by rywalizować z Widzewem, z jednym z kandydatów do walki o czołowe miejsce w tabeli.
Kibice mogli dopiero wczoraj usłyszeć i przeczytać, że za ”Kulu” została złożona oferta transferu. Za kwotę, która jest zbliżona do oczekiwań właściciela klubu – Alexa Haditaghiego. Nieoficjalnie mówi się o 4,25 mln EUR. Może nie jest to jakaś olbrzymia kwota jak na umiejętności i charakter naszego super strzelca, jednak trzeba zauważyć, że to był ostatni moment dla klubu, by zarobić coś sensownego, a biorąc pod uwagę jego wiek i kończący się kontrakt 30 czerwca 2026 roku, wówczas kwota ta wydaje się być adekwatna do możliwości negocjacyjnych klubu.
Wcześniej Alex odrzucał niższe oferty, sam złożył zawodnikowi opcję pozostania w Szczecinie na dłużej. Jednak Grek nie był zainteresowany taką ofertą i jego głowa od jakiegoś czasu była z myślami gdzieś daleko w Arabii Saudyjskiej, skąd napływały kolejne informacje o składanych ofertach za naszego snajpera. W takiej sytuacji właściciel Dumy Pomorza musiał wybrać mniejsze zło i choć nie miał zamiaru pozbywać się ”Kulu” przed jego zakończeniem kontraktu, to jednak słabsza dyspozycja napastnika i mocniejsza finałowa oferta przekonała Kanadyjczyka do zwolnienia go z kontraktu i pozwolenie na dopięcie transferu oraz koniecznych badań, a także indywidualnych negocjacji zawodnika z nowym klubem.
Po przegranym domowym meczu z Górnikiem Zabrze ze składu wypadli Borges oraz Ulvestad, którzy są kontuzjowani i nie pojechali do Łodzi, aby walczyć o punkty dla szczecinian.
Pogoń, będąca w strefie spadkowej, grając nieskutecznie, a przy tym tracąc wiele goli, pojechała do Łodzi, mając świadomość swojego kiepskiego położenia, mając łatkę drużyny niezgranej, mało biegającej, a przy tym zdecydowanie zbyt wolno. Drużyny, której mental był mocno skruszony o 3 porażki na 5 rozegranych do tej pory spotkań.
I w takim stanie właśnie wybrali się na mecz z Widzewem, który to miał 7 punktów na koncie, wielu mocnych piłkarzy, bogatego sponsora, który zakontraktował nowy, mocny skład oraz trenera. Czerwono-biało-czerwoni mają swoje plany na ten sezon i są one tożsame z Portowcami, którzy mają walczyć o prawo do europejskich rozgrywek w nowym sezonie. W Łodzi oczywiście jest piękny stadion i świetni kibice, którzy wypełniają wszystkie miejsca od wielu lat poprzez uprzednio wykupione całoroczne karnety, a sprzedaż ich nie trwała dłużej niż godzinę.
Zatem zapowiadał się mecz dwóch drużyn z wielkimi ambicjami na ten sezon, lecz jedna z nich wydawała się być skazana na porażkę jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Tak wskazywałaby logika, opierając się o wszystkie znane nam wyżej wymienione czynniki. Jednak to jest sport.
A żelazna zasada PKO BP Ekstraklasy jest taka, że nie ma żadnej logiki jeśli chodzi o jej wyniki.
Przypomnijmy sobie rundę rewanżową Pogoni z poprzedniego sezonu i perypetie finansowe klubu. Pomiędzy grudniem 2024 roku a marcem 2025 roku nasz klub dryfował do bankructwa, a piłkarze dowodzeni przez trenera Roberta Kolendowicza dokonywali cudów na boiskach. Pomimo wielu problemów organizacyjno-finansowych i wąskiej kadry piłkarze oraz sztab trenerski wykazali się jednością, a także charakterem, zdobywając punkty seryjnie, licząc się w walce o medale i Puchar Polski do samego końca.
Można by rzec, że im było trudniej, tym bardziej umieli zwierać szeregi i skutecznie bić się o swoje, zjednując sobie sympatię kibiców, a także potem nowego właściciela klubu.
Czego Pogoń potrzebowała, aby wygrać w Łodzi z charakternym i mocnym Widzewem?
Determinacji, spokoju, wybiegania i trochę szczęścia.
I tak właśnie było. Choć nie od razu, bo po pierwszej połowie wcale nie zapowiadało się dobrze.
Przed meczem wybrałem się na rower, aby zrobić trening i szukać inspiracji na dzisiejszy mecz. Przejeżdżając przez pogranicze przyszła mi taka myśl, że jak Bóg pozwoli, to przetrwamy pierwszą połowę, ale po przerwie nie wolno dopuścić do sytuacji takiej, jak w meczu z Górnikiem, aby czasem nie wyszedł z tego Stolec, do którego dziś właśnie dojechałem.
I bardzo obawiałem się drugiej połowy tego starcia, znając słabości naszej drużyny i zauważone problemy kondycyjne piłkarzy. Czyli jeden z powodów naszych porażek w ostatnich tygodniach.
Ten temat był znany też trenerowi Kolendowiczowi i jego sztabowi. Problem był dość mocno wałkowany na konferencji przedmeczowej. Szkoleniowiec wyciągał wnioski pomeczowe i spostrzeżenia dziennikarzy oraz kibiców i aplikuje naszym piłkarzom intensywniejsze treningi. Tak by kolektywnie drużyna poprawiała parametry biegowe.
I tak właśnie było w Łodzi, a przy okazji trener był zmuszony do wprowadzenia zmian, a wśród nich postawił właśnie na więcej biegających i dających z wątroby Jana Biegańskiego i Kacpra Smolińskiego. Zmuszony był wprowadzić Koutrisa za Borgesa. Dodatkowo zmotywował Przyborka, któremu mecz z Górnikiem nie wyszedł i to okazało się kluczowe, aby Pogoń odniosła pierwsze wyjazdowe zwycięstwo w sezonie 2025/2026.
Ku mojej radości zauważyłem dziś mocno biegającą Pogoń, z Biegańskim i Smolińskim w środku pola. W poprzednich meczach Pogoń biegała pomiędzy 99 a 104 km, a w Łodzi było aż 119 km i jest to jeden z wyższych wyników biegowych naszego zespołu za kadencji trenera Kolendowicza.
W poprzedniej kolejce Wisła Płock grała z Legią Warszawa i tam względem intensywności padł wynik 126 km do 120 km dla gospodarzy i oni też wygrali ten mecz. To pokazuje, że w naszej lidze jeśli intensywność nie jest może najważniejsza, to z pewnością kluczowa i bez niej ciężko jest o dobry rezultat.
Liczy się jeszcze skuteczność, pomysł na grę w ataku i obronie, umiejętności indywidualne piłkarzy i jak zawsze łut szczęścia, bez którego czasem robi się przykro z końcowym gwizdkiem sędziego.
A szczęście dziś z nami też było. W sumie tak z przymrużeniem oka można powiedzieć, że wolny los w Pucharze Polski, czyli wygrana z Kotwicą Kołobrzeg, z którą nie grając, jednak wygrywamy, poprzez odstąpienie od rywalizacji przeciwnika było pierwszym znakiem, że szczęście wraca do szczecinian. Bo pamiętamy przecież, że w każdym poprzednim pojedynku jednak brakowało go nam, marnując doskonałe sytuacje strzeleckie, a także były decyzje sędziowskie, które można było inaczej interpretować, a zawsze były na naszą niekorzyść.
To był szczególny mecz dla piłkarzy, dla trenera, Zarządu, a także dla kibiców obu drużyn. A skoro tak to na trybunach nie mogło zabraknąć także selekcjonera reprezentacji Polski – Jana Urbana, a także selekcjonera kadry młodzieżowej – Jerzego Brzęczka. Mieli oni okazję obserwowania zarówno starszych, jak i młodszych piłkarzy, którzy aspirują do gry w reprezentacjach narodowych.
W Widzewie zagrało także dwóch byłych Portowców: Mariusz Fornalczyk i Antoni Klukowski. Weszli w drugiej połowie. Ten pierwszy stwarzał niemałe zagrożenie pod naszą bramką.
To był pierwszy mecz z Widzewem, odkąd kibice Pogoni zawarli tzw. zgodę z WRWE. Zatem na trybunach było święto i obie ekipy wspólnie wspierały piłkarzy na boisku w sposób kulturalny.

Na trenerze Kolendowiczu była ogromna presja i ewentualna porażka w Sercu Łodzi mogłaby postawić pod znakiem zapytania kontynuowania misji walki o wyższe cele. W poprzednim sezonie, gdy Pogoń wygrała właśnie na Widzewie, wówczas trener łodzian został zwolniony.
Tym razem kibice obawiali się, że to może pójść w drugą stronę. Na całe szczęście to Duma Pomorza wygrała i temat ewentualnego zwolnienia trenera z pewnością zostanie odłożony na dalszy plan. A każdy przecież ma świadomość, że trenerem się nie jest, tylko bywa. To zupełnie odwrotnie niż z byciem kibicem. Bo nim jest się zawsze, niezależnie od wyniku drużyny, na dobre i na złe.
Alex Haditaghi zapewnia o pełnym wsparciu trenera, jednak wyczuwam pewną nutkę niepewności u naszego szkoleniowca. Pewnie ostanie dni i wydarzenia dały mu wiele do myślenia i zwyczajnie w takich momentach może przyjść niepokój, stres, rozdrażnienie i tylko spokój może pomóc w dotarciu do potrzebnej emocjonalnej równowagi.
A umówmy się, w Pogoni nudy nie ma. Emocji dostarczają nam nie tylko piłkarze, ale także użytkownicy X i niektóre portale internetowe, na łamach których atmosfera wokół klubu stale jest podgrzewana do czerwoności. To z pewnością nie pomaga, a tylko szkodzi i wprowadza niepokój w szeregach piłkarzy oraz pracowników klubu.
Także więcej spokoju przyda się wszystkim. Nam kibicom, dziennikarzom i oczywiście co najważniejsze piłkarzom, a także sztabowi Pogoni. Tym bardziej cieszy fotka zamieszczona przez Alexa Haditaghiego, gdzie pokazuje w formie żartu oczywiście spokój i luz, z kąpiącym się w jacuzzi perskim tygrysem z cygarem w ustach.

Niech każdy chwyci luz, bo Pogoń jest na dobrej drodze już.
No więc obie drużyny mają swoje tematy i podteksty. Każda z ich koniecznie chciała wygrać ten mecz. Pełen stadion kibiców, świetna atmosfera, święto na trybunach, przyjacielskie relacje kibiców, dobra pogoda do gry, no i ten Księżyc co znajdował się w Lwie, a także tygrys z cygarem kąpiący się w jacuzzi. Zatem to musiało się udać, bo przecież wiemy, że innej logiki na naszą korzyść być nie może 😉
Pierwsza połowa – wynik lepszy niż gra. Szczęście nam sprzyja. Gospodarze powinni byli już zamknąć ten mecz w ciągu 45 minut, jednak nie byli do końca skuteczni, strzelili tylko jednego gola, na co i my im odpowiedzieliśmy na koniec pierwszej części tej rywalizacji. Ale po kolei.

W 4. minucie to Pogoń zaczyna odważnie prawą stroną, Przyborek podaje do Grosickiego i ten strzela groźnie, jednak bramkarz wychodzi bez szwanku.
W odpowiedzi Widzew w 21. minucie przeprowadza skuteczną akcję, jak zwykle naszą lewą stroną, gdzie dziś Koutris starał się zabezpieczać tyły. Piłka z lewej strony naszego pola karnego przekazywana jest wszerz, przez środek, mija naszych środkowych obrońców, którzy nie dali rady zatrzymać akcji, dostaje ją Shehu, potem Bergier oddaje lewoskrzydłowemu, ten strzela, tu jest blokada, ale dobitka Galapeniego ląduje w bramce mimo asysty Wahlqvista i Hujy. Niestety Duma Pomorza znowu traci bramkę pierwsza i musi gonić wynik spotkania.

W 26. minucie Fran Alvarez strzela, ale za lekko dla ”Cojo” i pewnie broni. Shehu w 28. minucie ponownie sprawdza czujność naszego bramkarza i ten z trudem sparował piłkę na rzut rożny.

W 37. minucie Pogoń ma furę szczęścia. Po strzale z odległości i obcierce piłka ląduje na słupku, po czym wpada do koszyczka Cojocaru. Widzew miał dużą przewagę, ale nie umiał zamienić jej na więcej bramek.

W doliczonym czasie gry pierwszej połowy Portowcy wykonują rzut wolny. Krótko rozgrywa go Grosicki z Juwarą. Musa dośrodkowuje w pole karne na głowę Mariana Hujy i ten pakuje futbolówkę do siatki obok bezradnego bramkarza gospodarzy. Wielka radość wspólna piłkarzy, ławki rezerwowych, trenerów i kibiców granatowo-bordowych.

Jak to mówią, niewykorzystane sytuacje się mszczą i tak było w tym przypadku. Tak też kończy się pierwsza połowa. 1:1 i to jest bardzo szczęśliwy wynik do przerwy dla słabo grających piłkarzy ze Szczecina.
Dużo biegali za piłką, ale nie potrafili dłużej pograć nią ze sobą i tworzyć groźne akcje ofensywne. Słabo to wyglądało z naszej strony.
Zatem z wielkimi obawami czekaliśmy na drugą połowę. Obie drużyny zaczęły ją bez zmian personalnych, a jednak obraz meczu zmienił się zupełnie. Taka to już logika PKO BP Ekstraklasy, że należy spodziewać się niespodziewanego.
W 48. minucie Grosicki daje sygnał do ataku. Dostaje piłkę za plecy obrońcy, pociągnął dalej i uderza w boczną siatkę. Po chwili czerwoną kartkę dostał trener asystent Paweł Ozga za utrudnianie wznowienia gry przy linii bocznej.
W 52. minucie granatowo-bordowi walczą w środku pola, pressują przeciwnika. Przyborek odbiera piłkę i adresują ją do Juwary. Ten w pojedynku biegowym wytrąca z równowagi przeciwnika, zbliża się do pola karnego, oddaje celny strzał, piłka ląduje w siatce. Wydawało się, że Musa w końcu zalicza pierwszego gola w granatowo-bordowych barwach, ale niestety znowu po interwencji VAR bramka nie zostaje mu uznana ze względu na wywrotkę obrońcy po kontakcie z naszym skrzydłowym. To kolejna kontrowersyjna decyzja na początku sezonu, która jest gwizdana na naszą niekorzyść.

W 65. minucie mamy punkt kulminacyjny spotkania. Fornalczyk, który wszedł na boisko, zrobił rajd na swoim lewym skrzydle, wrzucił futbolówkę w pole 5 metrów i tam głową szczupakiem wybił ją Wahlqvist. Jednak zostaje kopnięty w szyję, po czym sędzia decyduje się ukarać Bergiera czerwoną kartką za niebezpieczne zagranie.

W 74. minucie Juwara dostaje piłkę, tak jak lubi na lewą nogę, schodzi bliżej środka, jednak jego strzał był zbyt lekki i wprost w bramkarza. Dwie minuty później dynamiczną akcję zaczyna Koutris, napędza do Grosika, ten oddaje do Przyborka i młody piłkarz strzela niestety lewą nogą nad bramką gospodarzy. 80. minuta – kontra Widzewa. Rajd Fornalczyka, oddaje strzał, jednak został zblokowany i ląduje obok słupka.
W 86. minucie Pogoń czaruje pod bramką gospodarzy. Najpierw Huja wprowadza piłkę bliżej, oddaje do Przyborka, Adrian znalazł Grosickiego, ten nie ma jak uderzyć, ale przytrzymał futbolówkę, aż oddał ją z powrotem do naszej dziesiątki i Adrian z 18 metrów huknął jak z armaty w długi róg, nie do obrony, wyprowadzając Dumę Pomorza na prowadzenie w Łodzi. Ucieszył kibiców Pogoni i tym samym uciszył wszystkich tych, co na niego gwizdali, gdy schodził zmieniony w przegranym meczu z Górnikiem Zabrze.

W drugiej połowie to Pogoń zdominowała przeciwnika i zasłużenie udokumentowała to zwycięskim golem, którego Przyborek dedykuje swojemu zmarłemu dziadkowi, który wprowadzał go i uczył piłkarskiego rzemiosła.
Dzięki temu zwycięstwu Portowcy przesuwają się aktualnie w górę tabeli na pozycję 10., zrównując się punktami z Widzewem. W następnej kolejce Duma Pomorza zmierzy się z kolejnym kandydatem do medalu – Rakowem Częstochowa. Do tego pojedynku dojdzie 31 sierpnia, w niedzielę, o godzinie 20:15 i oby ta niedziela tym razem była dla nas równie radosna co Księżyc w znaku Lwa, kiedy to Pogoń lwi pazur ma.
Potem nastąpi przerwa na reprezentacje i uzupełnienia składu o zapowiadanych piłkarzy na pozycjach napastnika, a także pomocnika defensywnego. Jest nadzieja, że środki uzyskane ze sprzedaży ”Kulu” pozwolą także na inne wzmocnienia, gdyż ławka rezerwowych jest dość krótka.
Duma Pomorza potrzebuje teraz spokojniejszych dni na przygotowanie się na ciężki bój z Medalikami, które przecież rozgrywają dobre mecze także w eliminacjach do LKE, gdzie są już bardzo blisko fazy ligowej. A w PKO BP Ekstraklasie rozegrali na razie 4 spotkania, w których wywalczyli 6 punktów.
Także czeka nas ciekawy pojedynek i pamiętamy, że częstochowianie będą chcieli wziąć rewanż za ostatnią porażkę w Szczecinie, kiedy przegrali, grając przez prawie cały mecz w osłabieniu.
Widzew Łódź 1:2 Pogoń Szczecin
Gole: Dion Gallapeni 21′ – Marian Huja 45′, Adrian Przyborek 86′
Składy:
Widzew: 98. Maciej Kikolski – 91. Marcel Krajewski, 14. Ricardo Visus, 4. Mateusz Żyro, 13. Dion Gallapeni (71, 5. Stélios Andréou) – 77. Ángel Baena (70, 8. Tonio Teklić), 18. Lindon Selahi (87, 20. Antoni Klukowski), 6. Juljan Shehu (70, 55. Szymon Czyż), 57. Samuel Akere (54, 7. Mariusz Fornalczyk) – 10. Fran Álvarez, 99. Sebastian Bergier.
Pogoń: 77. Valentin Cojocaru – 28. Linus Wahlqvist, 22. Danijel Lončar, 2. Marian Huja, 32. Leonárdo Koútris – 7. Musa Juwara, 6. Jan Biegański (89, 19. Mor N’Diaye), 10. Adrian Przyborek, 61. Kacper Smoliński (75, 14. José Pozo), 18. Paul Mukairu (61, 99. Kacper Kostorz) – 11. Kamil Grosicki.
Żółte kartki: Shehu – Koútris, Huja, Pozo, Juwara.
Czerwona kartka: Sebastian Bergier (66. minuta, Widzew, za brutalny faul).
Sędziował: Łukasz Kuźma (Białystok).
Widzów: 17 742.
Zdjęcia: Ekstraklasa TV, Alex Haditaghi (Twitter/X)/Pogoń 24.info
Super napisałeś,ale pierwsze śliwki robaczywki bywają,może mniej euforii po tym meczu z Widzewem bo gdy zagramy kolejny mecz z drużyną która jest silną,to wolę poczekać i zobaczyć jak to będzie wyglądało.co do dziennikarzy to faktycznie nie zawsze da się tego komentować,tak nakręcają kibiców i wciskają nie wiedzę do złego komentowanie a przecież trenen prosi o spokój więc apel uszanujmy to.
Dokładnie, potrzebny spokój i powtarzalność. No i mniej agresji w Internetach, bo to co niektórzy robią wokół klubu na X woła o pomstę do nieba. Kłamstwa weszlo.com na tematy z klubu, wyssane z palca. Tu trzeba tylko pracy w spokoju i będzie dobrze.
Dzięki, tak to właśnie Alexa fotka z X, lekko dostosowana do felietonu.
Świetny artykul a jeszcze lepsza grafika haha. Juz ją widziałem chyba u Pana Alexa