Let’s Make Pogoń Great Again! – Uczyńmy Pogoń Znowu Wielką!
1 kwietnia 2025 roku piłkarze Pogoni Szczecin wyszli na ostatnią prostą w Pucharze Polski, pokonując po drodze pełnej ostrych zakrętów nie tylko swoje słabości, ale także swoich rywali, którymi byli w tej edycji rozgrywek Pucharu Tysiąca Drużyn Stal Rzeszów, Odra Opole, Zagłębie Lubin, Piast Gliwice i dziś Puszcza Niepołomice.
Jutro dowiemy się, kto z dwójki Ruch Chorzów – Legia Warszawa zostanie drugim finalistą.
Wszyscy wiemy, jak trudny był okres ostatnich 12 miesięcy dla Dumy Pomorza. Po przegranym finale w maju 2024 roku wysypały się nie tylko głowy naszych piłkarzy, ale także finanse klubu, gdzie zadłużenie sięgnęło stanu krytycznego i od bankructwa, a także całkowitego rozkładu zespołu na części pierwsze, dzieliły nas już nawet nie dni, a godziny.
W takiej oto sytuacji na Perskim Tygrysie, do szybkiego działania na rzecz ratowania Pogoni, wjechał Alex Haditaghi, który jednym pociągnięciem pióra zaczął pisać historię klubu z Twardowskiego na nowo.

Przejmując kontrolę nad klubem i jego finansami postawił na nogi Granatowo-Bordowy organizm, w którym finansowy krwiobieg z powrotem zaczyna krążyć we właściwym tempie oraz we właściwym kierunku. Widząc i odczuwając to samo, piłkarze zostawiają mnóstwo potu i zdrowia na boiskach, ciesząc zaangażowaniem oczy swoich kibiców, a także nowy Zarząd Klubu.
W dużym skrócie wielomilionowe wkłady Alexa w ostatnich 2 tygodniach przyczyniły się do spłaty całkowitego zadłużenia wobec piłkarzy i dostawcy prądu, jak i odsetek dla pożyczkodawców i inwestorów. Zaległe faktury za media i różnego rodzaju kontrakty także zostały już uregulowane. To jeszcze nie koniec walki o zdrowie finansowe klubu, gdyż niektóre płatności są zaplanowane na okres 6-9 miesięcy i wtedy Pogoń stanie się organizacją wolną od zadłużenia, a nie wykluczone, że zanim to się stanie, będziemy mieć sponsora tytularnego, jak i drużynę ograną z zespołami z liczących się światowych lig, wzmocnioną i gotową do realnej walki o Mistrzostwo Polski, co się dalej będzie wiązało z eliminacjami do Ligii Mistrzów.
Zanim jednak dojdziemy do takich ładnych miejsc, po drodze mamy właśnie ostatnią prostą. Na drodze do finału naszych marzeń stanie najprawdopodobniej Legia Warszawa – faworyt pojedynku w Chorzowie, na stadionie Śląskim, gdzie kibice Niebieskich z pewnością stworzą ponownie ,,kocioł czarownic” i łatwo Wojskowym skóry nie sprzedadzą. Kto wie, może nawet zrobią wielką sensację, tak jak i Wisła nam zrobiła żart, z którego wcale nam nie śmieszno do dziś i to pomimo Prima Aprilis.
Na naszą radość mamy trenera Roberta Kolendowicza, który wraz z zespołem chce podzielić się swoim szczęściem z nami, tak jak kiedyś uczynił to Zbigniew Wodecki, śpiewając o swojej drodze i o szczęściu, które jest w nim:
Dni złe zwodziły mnie,
na krętych dróg rozstaje,
we mgle gubiłem się,
by przyjaźń znów gdzieś odnaleźć.
Sens słów znalazłem znów,
gdy radość mnie w świat do was niosła,
przez szarość kocich łbów,
światła autostrad.
Znam szyk złoconych sal,
gdzie wielka gra orkiestra,
znam też niejeden bar,
i skromność znam małych estrad.
Ktoś chciałbym, mógł wam grać,
i brać wam czas,
czy daremnie?
Dziś chce wam szczęście dać, które jest we mnie.
Dobro i Zło,
tysiące dróg.
Sam nie wiem kto – diabeł czy Bóg,
kto sprawił to, że żyć się chce,
gdy dla was gram, los śmieje się,
nie jestem sam,
gdy śpiewam wam,
szczęście jest we mnie.
I właśnie tych kocich łbów w dogrywkach z Odrą Opole i Piastem Gliwice nie brakowało. Kręte drogi i rozstaje z Zagłębiem Lubin, gdzie mieliśmy prowadzenie i jak dzieci we mgle gdzieś straciliśmy je, by znów na koniec to szczęście odnaleźć. Teraz jesteśmy już w świetle drogi ekspresowej i autostrady ze Szczecina do Warszawy. Czy złocona sala i jej złote medale, a także orkiestra zagra dla nas?
Robert Kolendowicz zapewnia, że to nie daremnie i chce podzielić się szczęściem, bo właśnie Pogoń pokonała Puszczę w Niepołomicach 3:0 i tym samym zameldowała się jako pierwszy finalista Pucharu Polski w 2025 roku.
Kapitan Kamil Grosicki obiecał nam rok temu powrót na Stadion Narodowy, po przegranym meczu z Wisłą, w okrutnych dla nas okolicznościach, gdzie brakło nam kilku sekund do podniesienia pucharu. Dziś drużyna dowodzona przez kapitana nie zostawiła żadnych wątpliwości, dlaczego chce wrócić do Warszawy. Jedziemy tam naładowani energią, siłą, jakością, doświadczeniem, charakterem i spokojem organizacyjnym po swoje, co zostawiliśmy rok temu.
Jeśli zagramy z taką determinacją, mądrością i szczęściem jak dziś, to te kręte drogi, o których mówił trener Kolendowicz, zaprowadzą nas do tego pięknego miejsca, gdzie postawimy długo wyczekiwany puchar w gablocie.

Pogoń po zwycięstwie ligowym z Cracovią 5:2 i drogocennym, ,,zwycięskim”, bezbramkowym remisie z Legią Warszawa pojechała do Niepołomic, by od pierwszej minuty agresywnie atakować rywala, zmuszając go do błędów i wybijania piłki, do której to właśnie nasi piłkarze doskakiwali pierwsi i potrafili robić użytek z przejmowanych, drugich, bezpańskich piłek.
Portowcy napoczęli rywali już w 5 minucie. Danijel Lončar podaje do Adriana Przyborka, ten z pierwszej piłki na ścianę do Fredrika Ulvestada, po otrzymaniu jej powrotnie zrobił sobie piękny piruet jak w balecie, zgubił rywali i szybko uwolnił ”Grosika”, który popędził pod linię końcową i następnie nasz kapitan dośrodkował w stronę naszego, ”Złotego Kulu”. Ten przepychając się z obrońcami zmusił ich do błędu i odbicia piłki, do której dopadł Leonárdo Koútris, a ten wpakował futbolówkę do siatki z najbliższej odległości, ciesząc obecną na małym stadionie kilkudziesięcioosobową reprezentację kibiców ze Szczecina, a także prezesa i właściciela Pogoni – Alexa Haditaghiego, który niezwykle żywiołowo cieszył się z prowadzenia.
W 8 minucie Gieorgij Żukow dośrodkował na głowę Mateusza Cholewiaka, który oddał strzał w stronę bramki Portowców w taki sposób, że piłka trafiła w rękę Linusa Wahlqvista i sędzia po weryfikacji VAR słusznie przyznał rzut karny dla gospodarzy. Jednak jedenastka to jeszcze nie gol. Dobrze wiedzą o tym strzelający i bramkarze. To jest gra nerwów. I ten pojedynek na emocje wygrał Valentin Cojocaru, broniąc strzał Artura Crăciuna, który uderzył na idealnej wysokości dla bramkarza, aby wybronić takie uderzenie, a jego dobitka w trybuny pokazała dobitnie, że nie wytrzymał nerwowo presji związanej z meczem o najwyższe cele.
W 17 minucie Léo Borges wrzuca daleko futbolówkę z autu w pole karne, ta odbija się i do drugiej piłki właśnie doskoczył João Gamboa i uderzył z powietrza. Piłka skiksowała, ale trafiła do ”Grosika” i ten bezpośrednio lewą nogą uderzył prosto w słupek, podnosząc ciśnienie kibicom obu drużyn.
W 33 minucie swój moment chwały mógł mieć ponownie Cholewiak, lecz jego strzał z okolic 16 metrów trafił w poprzeczkę. Tego dnia szczęście sprzyjało lepszym, a lepszym bramkarzem w tym meczu był Cojocaru, który nie dał się pokonać. On też mógł zaśpiewać dziś, że szczęście jest we mnie, tak jak czynił to ku naszej radości Zbigniew Wodecki.
36 minuta to czas świetnie wykorzystany przez Rafała Kurzawę, który pięknie dośrodkował z rzutu wolnego na głowę Linusa Wahlqvista i ten uderzył nie do obrony. Piłka odbiła się od wewnętrznej strony słupka i wpadła do siatki obok bezradnego golkipera Puszczy.
Linusowi też możemy dziś polecić twórczość koncertmistrza z Krakowa. Do przerwy mamy dwa do zera dla granatowo-bordowych i ze spokojem mogliśmy chwilę odpocząć w przerwie meczu, czekając z wielką nadzieją, że po drugiej połowie będziemy niemniej szczęśliwi jak po pierwszej.
Po przerwie obie drużyny wyszły bez zmian, gotowe do walki o swoje marzenia. Zdecydowanie lepiej jednak była przygotowana granatowo-bordowa kapela. Ich orkiestra grała bezbłędnie i kontrolowała przebieg wydarzeń boiskowych w taki sposób, że nikt nie miał wątpliwości, że to goście będą dalej bić się o swoje marzenia.
52 minuta najlepiej pokazała, jak w piłkę gra Duma Pomorza, gdy się na to jej tylko pozwoli. Akcje zaczyna zgodnie z wytycznymi w podręczniku nauki futbolowej gry nasz bramkarz Cojocaru. Ten naciskany przez napastnika podaje celnie do Koulourisa. Nasz napastnik bierze na plecy obrońcę i oddaje szybko piłkę do ”Grosika”. Kapitan od razu do Ulvestada, to wszystko bardzo szybko, na jeden kontakt i Norweg dalej bez namysłu do wychodzącego na czystą pozycje ”Złotego Kulu”, a ten zadał gospodarzom kolejny, finałowy ból na 3:0.
Puszcza została rozklepana, a Pogoń znalazła się na autostradzie do Warszawy i za bramki wjazdowe nikomu płacić nie będzie, bo rywale nie dali już rady podnieść się i wrzucić cokolwiek do naszej sieci. Granatowo-bordowi mieli jeszcze chrapkę na więcej. Swoje okazje mieli jeszcze ponownie ”Kulu” i Paryzek, który zameldował się pod koniec meczu. Jednak nie dali oni rady dopisać się na listę strzelców, choć powinni byli to uczynić.
Pogoń pokonała Puszczę Niepołomice 3:0 i tym samym zgłasza się w Finale Pucharu Polski.
Jutro dowiemy się, z kim przyjdzie bić się nam o nasze marzenia. Kto by to nie był, to już wie, że Portowcy jadą po puchar, jak po swoje i po drodze do tych pięknych miejsc jeńców brać nie będą.

Mocno wierzymy w to, że ten Puchar będzie nasz, bo tego chce nasz kapitan, świetnie grająca drużyna, a także trener Robert Kolendowicz, który z pewnością swoim szczęściem, które ma w sobie, chętnie podzieli się z Alexem Haditaghim i tysiącami kibiców Pogoni Szczecin, którzy pojadą na wielki finał, gdzie będzie orkiestra, złote salony i medale. A wszystko to na wyciągnięcie ręki, bo robota jeszcze nieskończona.
Trzeba sięgnąć po te trofeum, wziąć je i zabrać do Szczecina, gdzie krętymi drogami z Warszawy wrócimy do pięknego miasta, dumni i radośni, a w końcu w gablocie pojawi się to, na co to miasto i jego mieszkańcy czekają od pokoleń.
Dziś cała drużyna zagrała fantastycznie, odpowiedzialnie, skutecznie, z polotem i pomysłem na grę. Za te emocje dziękujemy i czekamy na wielki koncert Dumy Pomorza na Stadionie Narodowym w Warszawie.
Puszcza Niepołomice 0:3 Pogoń Szczecin
Gole: Leonárdo Koútris 5′, Linus Wahlqvist 36′, Efthýmis Kouloúris 52′
Składy:
Puszcza: 31. Michał Perchel – 22. Artur Crăciun, 27. Łukasz Sołowiej (56, 5. Konrad Stępień), 3. Roman Jakuba, 18. Michal Sipľak (56, 7. Antoni Klimek) – 8. Piotr Mroziński, 6. Jani Atanasov (76, 19. Jakub Stec), 14. Jakub Serafin, 88. Gieorgij Żukow (69, 9. Artur Siemaszko), 11. Mateusz Cholewiak – 35. Michális Kossídis (56, 63. Gierman Barkowskij).
Pogoń: 77. Valentin Cojocaru – 28. Linus Wahlqvist, 68. Danijel Lončar (86, 13. Dimítris Keramítsis), 4. Léo Borges, 32. Leonárdo Koútris – 10. Adrian Przyborek (72, 27. Olaf Korczakowski), 21. João Gamboa, 7. Rafał Kurzawa (86, 19. Kacper Łukasiak), 8. Fredrik Ulvestad, 11. Kamil Grosicki (86, 51. Patryk Paryzek) – 9. Efthýmis Kouloúris (78, 15. Marcel Wędrychowski).
Żółte kartki: Cholewiak – Lončar.
Sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń).
Widzów: 2000
W 11 minucie Artur Crăciun (Puszcza) nie wykorzystał rzutu karnego. Valentin Cojocaru obronił, a dobitka była niecelna.
Zdjęcia: Portowa Duma
👏👏👏👏👏👏 za dziś i niech stanie to co stać się ma….
Zwyciestwo w finale.