Dlaczego to Pogoń miałaby wygrać Puchar Polski?
Pewnie nie jeden z Was każdego dnia, im bliżej wielkiego finału, tym częściej myśli o zbliżającym się pojedynku Pogoni z Legią w Warszawie. To, że mamy granatowo-bordową krew w żyłach wyznacza, że serce podpowiada nam, że teraz to musi się udać. Jednak nie tylko serce mówi nam, że to my wrócimy z Pucharem do domu.
Moim zdaniem, to jest jeden z niewielu momentów w historii pojedynków z Legią, gdzie możemy spojrzeć na przeciwnika nie tyle z góry, co bez nadmiernego strachu, że uwaga gramy z Wojskowymi…
W tym sezonie to Legioniści mieli problem z nami. Nasze zwycięstwo w Szczecinie 1:0 i remis bezbramkowy w Warszawie może nie stawia nas w uprzywilejowanej pozycji, ale jednak u przeciwnika musi budzić respekt i zostawia ślad w głowie. Dodatkowo w lidze mamy trzy punkty przewagi nad stołecznymi i lepszy bilans bramkowy.
Co jeszcze wpłynie na mierzenie sił i realną ocenę obu zespołów przed meczem o wszystko?
Z pewnością dostępni piłkarze. W Pogoni brak tylko Mariusza Malca, który w tym sezonie nie miał szczęścia i zdrowia do gry. A w Legii na pewno nie wystąpi lider zespołu – Bartosz Kapustka.
Do pełni sił po kontuzjach powoli wracać będą Paweł Wszołek i Juergen Elitim, który jest świeżo po operacji złamanej ręki, a także Marc Gual. Zatem, o ile zdążą wrócić do składu, to najprawdopodobniej nie będą jeszcze w najwyższej dyspozycji. Nasze wojsko poza wspomnianym Malcem jest w pełnej gotowości, zwarte i gotowe na piłkarską wojnę w Warszawie.
Po zwycięstwie z Rakowem humory naszym piłkarzom dopisują. Jest moc, pewność siebie i wiara we własne umiejętności.
Co jeszcze przemawia za nami? Myślę, że nie tylko umiejętności dostępnych piłkarzy, ale także charakter i chęć naprawienia tego, co zostało zepsute rok temu w doliczonym czasie drugiej połowy meczu finałowego. Nasza obrona w tym sezonie radzi sobie o wiele lepiej i tracimy mniej goli.
W 2025 roku Duma Pomorza na tę chwilę jest najlepiej punktującą drużyną w lidze. Zdobyliśmy 23 punkty, a Legia tylko 15, co daje jej dopiero 9. miejsce w tabeli od początku roku. Bilans goli 22-9 musi budzić szacunek, a dokładając najlepszego strzelca PKO BP Ekstraklasy – Eftimisa Koulourisa, który nie ma sobie równych, to musi przysparzać bólu głowy trenerowi Legii.
Zresztą szkoleniowiec Legionistów, Gonçalo Feio, ma nóż na gardle. Wiele wskazuje na to, że jeśli jego zespół przegra ten finał, to straci pracę na koniec sezonu lub jeszcze wcześniej, bo to będzie oznaczać dla stołecznych dramat finansowy nie mniejszy, niż to, co nas spotkało rok temu. Legia wycenia, że gra w pucharach może przynieść jej około 50 mln zł. Zatem starcie finałowe z Pogonią oznacza właśnie mieć albo nie mieć 50 mln zł. A to są już bardzo duże pieniądze.
W Pogoni rok temu założono, że nasz klub ugra 20 mln zł, zdobywając Puchar Polski i zbierając pieniądze z boisk europejskich. To się niestety nie powiodło i przyczyniło się do wielkich zmian organizacyjno-właścicielskich w klubie w trakcie tego sezonu.
I tu kolejna cecha na plus dla Portowców. Wraz z nowym właścicielem pojawiły się pieniądze i stabilizacja finansowa, co pozwala naszym piłkarzom skupić się jedynie na swojej pracy.
Dzięki temu piłkarze zdecydowanie lepiej punktowali na wyjazdach, a przy okazji wciąż świetnie punktują w domu. Gonimy czołówkę tabeli i nie mamy tego zmęczenia w nogach, które ma Legia po bataliach na trzech frontach.
Mamy też kapitana Kamila Grosickiego, dla którego ten finał to wydarzenie ambicjonalne. Koniecznie chce przed zakończeniem kariery podnieść Puchar Polski z klubem, w którym zaczął swoją karierę piłkarską. Potrafi on wpływać na ławkę i trzymać kolegów z drużyny pod napięciem.
Mamy też utalentowaną młodzież, która napiera i potrafi pokazać się w statystykach meczowych w postaci goli bądź asyst. Mamy też dyrygenta, generała środka pola – Rafała Kurzawę, którego tak bardzo brakowało nam rok temu z powodu kontuzji. W świetnej formie jest bramkarz Valentin Cojocaru i wspólnie z obrońcami świetnie zabezpiecza nasze tyły w tym roku.
Zatem co może pójść nie tak?
Najbardziej można martwić się o formę sędziów na boisku i tych, co będą varować.
Wkrótce poznamy sędziowską obsadę meczową. Co by nie było i tak musimy robić swoje i nie ma co się zamartwiać sprawami, na które nie mamy wpływu. Takie podejście ma trener Robert Kolendowicz i bardzo dobrze. Trzeba przyznać, że pomimo okrutnie krętych dróg, z którymi przyszło mu zmierzyć się w trakcie sezonu aż do jego finalizacji, dał sobie świetnie radę i odważnie wprowadzał młodych chłopaków do zespołu, czasem z braku innego wyboru, jednak zazwyczaj miał nosa do decyzji personalnych i zmiany wprowadzane dodawały jakości.
Zatem możemy spodziewać się, że Adrian Przyborek, Kacper Łukasiak, Marcel Wędrychowski, czy też Kacper Smoliński i Patryk Paryzek, o ile dostaną swoje minuty w tym ważnym meczu, to je wykorzystają z korzyścią dla zespołu. W lidze obowiązkowy limit minut młodzieżowców został już wypełniony, co jest krokiem naprzód w porównaniu z poprzednimi rozgrywkami. Gotowi do pomocy drużynie są też Jakub Lis i Wojciech Lisowski. Melodią przyszłości wkrótce mogą stać się Olaf Korczakowski, Antoni Klukowski oraz Dimitrios Keramitsis.
Choć mamy krótszą ławkę rezerwowych niż rok temu, to mam wrażenie, że jakościowo gramy lepiej niż w poprzednim sezonie. Z pewnością więcej i dynamiczniej biegamy, nasze stałe fragmenty gry przynoszą zagrożenie, a w obronie jesteśmy skuteczniejsi. Leo Borges i Danijel Loncar czyszczą przedpole bramkarza. Linus Wahlqvist i Leonardo Koutris z bocznych obrońców zamieniają się w wahadła i zasuwają na całej długości boiska. Na skrzydłach ”Grosik” i Przyborek sieją zagrożenie.
W środku pola specami od brudnej roboty w zabezpieczaniu tyłów, ale także konstruowaniu ataków popisują się świetnie Kurzawa, Joao Gamboa i Fredrik Ulvestad. W ataku postrachem każdej obrony jest Koulouris – specjalista od hat-tricków.
Oby tylko dyspozycja w dniu 2 maja 2025 roku była po naszej stronie. O resztę jestem spokojny. To Legia niech się martwi.
W tym szalonym roku Pogoni, nasz klub właśnie dopiero co obchodził 77 urodziny, a dokładnie 21 kwietnia. To dwie kosy. Moim zdaniem to podwójne szczęście. Przed nami jeszcze wiele lat sukcesów. Przeszliśmy etap z piekła do nieba. Z bankructwa na za pięć dwunasta do klubu, w którym płatności są regulowane na bieżąco i zgodnie z harmonogramem.
Z numerem 77 na bramce gra Valentin Cojocaru. Może to on zostanie bohaterem finału w Warszawie?
Na stadionie swoją drużynę będzie wspierać także liczna i głośna grupa kibiców Dumy Pomorza, którzy z całą pewnością w tym finale będą chcieli wykrzyczeć wszystkie emocje, jakie w nich siedzą, a właściwie wciąż buzują i są związane z tym wszystkim, co się działo. Od przegranego finału rok temu, aż po zakup biletów na tegoroczny pojedynek o wszystko z Legią Warszawa.
Każdy tu dołoży swoją cegiełkę do tego, aby wystąpił efekt synergii, który zaprowadzi nas do pięknych miejsc, o których tak często mówi 44-letni trener Robert Kolendowicz na konferencjach prasowych. Tak, to jest ten moment. To jest ten czas, aby w końcu postawić kropkę nad i, a także puchar w gablocie.
Już Mickiewicz pisał:
”Z matki obcej: krew jego dawne bohatery,
a imię jego będzie czterdzieści i cztery”
No niech tak się stanie, że to pod wodzą właśnie 44-letniego trenera Pogoń wygra ten finał na 77-lecie klubu.
A skoro to podwójne szczęście, to może także nasze Panie zdobędą Puchar Polski, które to w finale zmierzą się z Czarnymi Sosnowiec, przy okazji stając na podium na koniec obecnych rozgrywek. Tu jeszcze sprawa do rozstrzygnięcia, bo w lidze także rywalizują z Czarnymi o drugą lokatę. Tu dowodzi 40-letni Piotr Łęczyński. Obaj trenerzy naszych zespołów są urodzeni we wrześniu.
I jak tu nie wierzyć w magię liczb 40 i 4.
To musi się udać!
Odliczamy dni i ściskamy mocno kciuki. Będziemy zdzierać gardła na obu finałach.
Pogoń Walcząca do końca!
Z dopiskiem: Piłek Ci u nas nie brakuje, ale i tę przyjmiemy na znak naszego zwycięstwa i wpakujemy ją do Waszej bramki.
https://pbs.twimg.com/media/GpvDeLnWYAErhzZ?format=jpg&name=900×900