Ciężkie śląskie powietrze
Wiedzą to nawet małe dzieci, że mecz wygrywa ten, kto więcej wrzuci do rywala sieci.
I tak właśnie było w Gliwicach, gdzie w 28. kolejce PKO BP Ekstraklasy Piast podejmował szczecińską Pogoń. Przed meczem trener Portowców, Robert Kolendowicz, słusznie obawiał się trudnego, ciężkiego i zamkniętego starcia, w którym detale mogą zadecydować o losie tego pojedynku.
Kibice Dumy Pomorza, wspierani także przez przedstawicieli Ruchu Chorzów, mocno dopingowali swoją drużynę w tym ciężkim boju i moim zdaniem to właśnie oni zasłużyli dziś na najwyższą ocenę. Byli mocnym, dwunastym zawodnikiem granatowo-bordowej drużyny.

Właściciel klubu przed tym meczem także próbował wpłynąć pozytywnie na wydarzenia boiskowe, wypłacając pensje zawodnikom 5 dni przed czasem, co oznacza, że pierwszy raz od dwóch lat nasi piłkarze otrzymali wypłaty zgodnie z zaplanowanym harmonogramem.
Zatem wszystko powinno było składać się na to, że teraz musi być już z górki, że po krętych drogach organizacyjnych Pogoń wyszła na prostą, by włączyć 5, a może nawet 6 bieg, by z gracją i finezją zdobywać punkty potrzebne do tego, aby znaleźć się w pierwszej trójce na koniec sezonu, według marzeń swojego właściciela zza oceanu.
A taki ładny był, amerykański – któż nie pamięta tego fragmentu z filmu ,,Sami Swoi”. Ten nasz sen o walce o podium Kanadyjczyka z Iranu musi niestety zostać na razie tylko snem, gdyż Dumie Pomorza w Gliwicach nie układało się wcale.
Można by rzec, że gra Pogoni była jak możliwość zakupu biletu na finał Pucharu Polski. Niby gra była w toku, niby była jakaś akcja, oficjalna kolejka, w której wszyscy stali, chyba także piłkarze oraz trenerzy i mam wrażenie, że oni wciąż tam jeszcze stoją zalogowani na serwerach ,,łączynaspiłka.pl”. Jednak ta 28. kolejka pokazuje nam, że w niej chyba wszyscy dalej stoimy po starość, a rosół już ktoś zdążył wypić przed nami wszystkimi, zanim konie poszły po betonie.
Bilety ponoć były dla koników i działaczy PZPN oraz ludzi związanych z piłką, a dla zwykłych kibiców pozostanie tylko irytacja systemem i szydercze, a także zupełnie słuszne skwitowanie sprawy, że PZPN raczej kojarzy się z ,,męczy nas piłka”, tak jak bolało kibiców Pogoni oglądanie męczarni na ciężkim śląskim powietrzu w Gliwicach. Także, nie był to udany weekend dla ludzi, w których płynie granatowo-bordowa krew.
Piast pokonał Pogoń 2:1 i trzeba powiedzieć, że piłkarzom ze Szczecina zawsze gra się trudno z gliwiczanami. Tak też było i tym razem. Portowcy mieli więcej posiadania piłki. Zwłaszcza w pierwszej połowie, gdzie aż 75% czasu to my właśnie mieliśmy futbolówkę przy nodze. Jednak nic z tego nie wynikało, gdyż gospodarze grali jak zawsze – bardzo kompaktowo, blisko siebie, przesuwając swoje siły i środki jak spójny organizm, nie zostawiając miejsca naszym piłkarzom na jakieś groźne i dynamiczne akcje.

No właśnie, u nas tej dynamiki wcale nie było widać. A parę razy to gospodarze zaskoczyli granatowo-bordowych dynamicznym doskokiem i wykorzystali błędy w rozegraniu akcji od tyłu naszej drużyny. Dwa wielkie błędy popełnił Valentin Cojocaru, podając piłkę do pressujących go piłkarzy Piasta, a konkretnie do Michała Chrapka i niestety raz skończyło się to utratą gola w 26 minucie, kiedy to z prezentu skorzystał Tihomir Kostadinov po podaniu od swego kolegi.
Nasz bramkarz chwilę później popełnił podobny błąd, lecz tym razem szczęśliwie dla niego samego rywale nie dali rady wykorzystać takiej okazji, gdyż sam był w stanie wybronić strzał Jorge Félixa po swoim błędzie. Pogoń w pierwszej połowie miała dwie okazje, kiedy mogła coś wrzucić do sieci. Już na samym początku, w 6 minucie, po dalekim wrzucie z autu Leo Borgesa, Danijel Lončar oddał groźny strzał z kilku metrów. Jednak piłka zdążyła jeszcze otrzeć się o rywala i poszła ponad bramką. Nasz snajper miał też sytuację z 5 metrów, jednak strzelił wprost w bramkarza Piasta, ale gdyby nawet padła bramka, to pewnie VAR wychwyciłby pozycję spaloną naszego ”Kulu” od zadawania bólu.

Do przerwy zatem 1:0 dla Piasta i w szatni potrzebna była męska rozmowa, aby odwrócić losy tego pojedynku. Po zmianie stron jednak to gospodarze byli lepiej usposobieni do grania.
Thierry Gale oddał fantastyczny strzał w 48 minucie, ale piłkę zmierzającą w okienko wyciągnął jak długi piękną paradą Cojocaru, rehabilitując się w ten sposób za swoje poprzednie błędy w pierwszej połowie.
W 51 minucie gliwiczanie mieli chrapkę na drugiego gola. A konkretnie Michał Chrapek, który do asysty dorzucił cudownego gola z okolic 28 metrów. Posłał petardę w okienko bramki bezradnego ”Cojo”. To był soczysty strzał i niestety żaden z naszych piłkarzy nie doskoczył do rywala, by zablokować go lub chociaż utrudnić mu zadanie. Bramka palce lizać.

W drugiej połowie trener Portowców wpuścił trochę świeżej krwi na boisko i mieliśmy okazje zobaczyć kilka udanych dryblingów Adriana Przyborka, a także mocny strzał Olafa Korczakowskiego w 81 minucie. Jednak Plach z takim radzi sobie świetnie. W 93 minucie Kacper Smoliński dośrodkowuje do Koulourisa i ten z 12 metrów prostym podbiciem ładuje piłkę w okienko bramki gospodarzy.
I tak kończy się to spotkanie. 2:1 dla Piasta, ”Kulu” zdobywa swoją 21. bramkę i zatem to jest teraz nasze oczko w głowie. Walka o puchary trwa dalej, jednak w lidze spotkało nas ciężkie śląskie powietrze i lekcja pokory przed kolejnym pojedynkiem z drużyną z województwa śląskiego, bo w następnym meczu zagramy właśnie u siebie z Rakowem Częstochowa, który też wymęczył Radomiaka Radom przed własną publicznością w stosunku 2:1. Starcie z Medalikami odpowie nam na pytanie, czy jesteśmy w stanie poprzez ligę wypełnić pucharowe zadanie. Ewentualne zwycięstwo na swoim boisku pozwoli jeszcze raz na piękny ,,American Dream”, że jeszcze skończymy sezon na podium.
Póki co pozostaje nam kibicować, aby rywale z górnej części tabeli także tracili punkty. Dziś Legia zagra z Jagiellonią, a Motor gra aktualnie z Lechem. Dla nas oczywiście najważniejsze będą emocje 2 maja w Warszawie, kiedy to przekonamy się, ilu naszym kibicom udało się wyszarpać bilety na mecz sezonu. Pytałem ponad 80 moich znajomych, ale nikomu z nich to się nie udało. Czytając wypowiedzi w Internecie, można się dowiedzieć, że kibice Legii także zgłaszają olbrzymie zastrzeżenia do procesu sprzedaży wejściówek. Również trener Kolendowicz powiedział na konferencji przedmeczowej, że jemu nie udało się zakupić biletów dla rodziny i znajomych.
Zatem gdzie są te tysiące biletów na finał Pucharu Polski? Aktualnie można znaleźć kilkadziesiąt ofert sprzedaży takich wejściówek u koników w cenie około tysiąca złotych za jeden. Jednak to nie jest odpowiedź na wiele tysięcy, które miały pojawić się w sprzedaży. Absolutnie nie ma choćby jednej osoby, która przyznałaby, że to był uczciwy i rzetelny tryb sprzedaży. Były sytuacje takie, że udawało się w końcu zalogować do systemu i wybierać bilety, po czym w momencie przechodzenia do płatności lub dobierania kolejnego biletu, strona magicznie uciekała i kierowała powrotnie do kolejki, co efektywnie uniemożliwiło dokończenie transakcji. Zatem boty i blokady zabrały nadzieję wielu kibicom na obejrzenie meczu na żywo w Warszawie na Stadionie Narodowym.
To była kolejna kompromitacja PZPN-u. Nauka sprzed roku poszła w las i nie wyciągnięto żadnych wniosków. Słyszy się, że w szczytowym momencie około 180 tysięcy osób polowało na bilety, a ich podaż na neutralne sektory została także ograniczona poprzez właścicieli klubów i stowarzyszenia kibiców, którzy łącznie po obu stronach rozprowadzą około 30 tysięcy wejściówek. Zatem tego dnia około 180 tysięcy osób rywalizowało o około 20 tysięcy biletów, o ile te w ogóle tak naprawdę zostały rzucone do sprzedaży, bo i tu wszyscy mamy olbrzymie wątpliwości.
Także ten weekend nie był udany dla kibiców z granatowo-bordowymi sercami i każdy może odczuwać to, że są takie chwile, kiedy zwyczajnie ,,męczy nas piłka”. I tak właśnie było w Gliwicach, jak również na stronie PZPN, gdzie kupuje się bilety po nasze marzenia.
Oby w kolejnym meczu Pogoń Szczecin przełamała się, bo z Rakowem Częstochowa też mamy rachunki do wyrównania. To drużyna walcząca o Mistrza Polski i zatem 19 kwietnia, o godzinie 20:15, w Wielką Sobotę, można spodziewać się wielkiego meczycha, przy szczelnie wypełnionych trybunach szczecińskiej Paprikany. Niech te zbliżające się Święto Wielkanocy będzie pisane na granatowo-bordowo i obyśmy mieli twardsze skorupki w pojedynku na świąteczne jaja z częstochowskimi Medalikami.
Piast Gliwice 2:1 Pogoń Szczecin
Gole: Tihomir Kostadinov 26′, Michał Chrapek 51′ – Efthýmis Kouloúris 90′
Składy:
Piast: 26. František Plach – 2. Akim Zedadka, 4. Jakub Czerwiński, 29. Igor Drapiński, 22. Tomasz Mokwa – 39. Maciej Rosołek (85, 17. Filip Karbowy), 10. Patryk Dziczek, 96. Tihomir Kostadinov, 7. Jorge Félix (66, 30. Miłosz Szczepański) – 6. Michał Chrapek (78, 20. Grzegorz Tomasiewicz), 11. Thierry Gale (66, 90. Erik Jirka).
Pogoń: 77. Valentin Cojocaru – 28. Linus Wahlqvist, 68. Danijel Lončar, 4. Léo Borges (69, 13. Dimítris Keramítsis), 32. Leonárdo Koútris – 15. Marcel Wędrychowski (52, 10. Adrian Przyborek), 21. João Gamboa (52, 19. Kacper Łukasiak), 8. Fredrik Ulvestad (69, 61. Kacper Smoliński), 7. Rafał Kurzawa, 11. Kamil Grosicki (77, 27. Olaf Korczakowski) – 9. Efthýmis Kouloúris.
Żółta kartka: Dziczek.
Sędziował: Bartosz Frankowski (Toruń).
Widzów: 5729.
Zdjęcia: Jarosław Koncewicz
Niewątpliwie , dzisiejsze spotkanie to droga przez mękę.
Dosłownie i w przenośni.
Jak idziesz do dobrej restauracji to płacisz po spożytym posiłku.
Ba , jak Ci nie smakuje to możesz po kilku kęsach oddać posilek i nie płacić za niego.
Może więc błędem było płacić panom przed czasem.
Nie było motywacji.
Bo….czy się stoi czy się leży…I tak się należy…
A co do biletów na PP to jest absolutnie , bezdyskusyjny skandal.
Ja również nie znam nikogo komu udałoby się je kupić w wolnej sprzedaży we czwartek.
Że nie wspomnę o tym, że ja nadal czekam w kolejce…
Ale……znam osoby , które te bilety już miały przed oficjalną dystrybucją .
Komentowac tego nie trzeba .
Zastanawiam się tylko czy jest możliwość prawna pociągnięcia do odpowiedzialności za taki stan rzeczy pzpn.
Bo ta sprzedaż wyszła poza jakiekolwiek przyjęte normy przyzwoitości.
Generalnie na urodziny nue dostaję prezentów, ale myślę , że wygrana z Rakowem byłaby też prezentem całkiem niezłym.
Pozdrawiam serdecznie.
I