Chwała Zwyciężonym i mieszane odczucia zorganizowanego dopingu
Chwała należy się pokonanym Portowcom za ich heroizm, oddanie, gotowość do poświęcenia w imię odzyskania honoru za porażkę w niechlubnym stylu rok temu z Wisłą Kraków. Piłkarze z Twardowskiego podjęli się wielkiego zadania, jakim było dotarcie do finału Pucharu Polski i powalczenie w nim o pierwsze, historyczne, klubowe trofeum.
Chodzi przede wszystkim o tych piłkarzy, którzy do udziału w tej walce zostali wybrani tylko dlatego, że w przerwie zimowej nie dokonano żadnych wzmocnień, a w tym samym czasie zrezygnowano z usług trzech ważnych zawodników. Patrząc na budżety i wartość piłkarską, Portowcy byli skazani przez poprzednie Zarządy (Nilo Effori i Jarosław Mroczek) na porażkę w tym pojedynku. Mimo to do końca zachowywali się bohatersko oraz heroicznie i za to należy im się chwała, że w obliczu walki o Puchar Polski i o przywrócenie honoru pozostali w grze do samego końca i choć nie zdołali oszukać przeznaczenia, to jednak dumnie mogą wrócić do stolicy Pomorza Zachodniego z podniesionym czołem i wiarą oraz przekonaniem, że w tym sezonie mają jeszcze dużo do zaoferowania.

Patrząc tylko na mecze Pogoni z Legią można było mieć nadzieje, że tym razem w końcu Duma Pomorza zdobędzie trofeum. Jednak uczciwie trzeba dodać, że oba wcześniejsze starcia były wyrównane i tylko drobne detale decydowały o tym, że to szczecinianie zdobyli 4 punkty w konfrontacji z warszawianami. Zatem należało spodziewać się także w finale rywalizacji o krajowe trofeum, że będzie podobnie i faktycznie tak było. Decydowało to, kto był skoncentrowany i naładowany dobrą energią. O ile w grze ofensywnej Pogoń radziła sobie całkiem dobrze – w końcu strzeliła 3 gole i miała jeszcze trzy inne sytuacje, z których bramki mogły paść, to jednak brakło takiego samego poziomu koncentracji, uwagi i jakości w działaniach obronnych, potwierdzonych utratą 4 goli.

Grając o najwyższe cele z przeciwnikami z absolutnego topu PKO BP Ekstraklasy, nie można robić prezentów, ani niechlujnie wybijać piłki przed siebie, nie patrząc na ustawienie rywali. Nie można też dawać się ogrywać jeden na jeden. Brakowało także asekuracji i podwajania, z czego korzystał świetnie dysponowany Morishita. Nasza, lewa strona w obronie była Piętą Achillesową i ani drużyna, ani trener nie znaleźli sposobu na zamienienie scenariusza z greckiej tragedii na np. hollywoodzki happy end. Zauważyli naszą słabość Legioniści i co chwilę nękali naszego, greckiego, lewego obrońcę – Leonardo Koutrisa, zmuszając go do błędu, gdzie zderzył się z mocnym jak skała i zimnym jak lód japońskim skrzydłowym, najlepszym piłkarzem meczu, który dziurawił nam lewą burtę naszego statku i efektywnie zatopił nasze marzenia w oceanie łez. Nie pomogła nawet bohaterska asysta Leonardo, bo losy naszego Titanica zostały już przesądzone wcześniej brakiem mocnego dublera dla naszego, lewego defensora, który nie miał tego dnia szans na wyrównaną walkę z rywalem. Brakowało mu koncentracji, szybkości i dokładności w tym, aby móc zatrzymać MVP tego spotkania.
Żeby nie było, że czepiam się tylko naszej, lewej obrony…
Wartościowych zmienników dla naszych, środkowych obrońców, także nie ma do dyspozycji trener Robert Kolendowicz i choć nawet Danijel Loncar popisał się głową i dał nam wyrównanie, to jednak w parze z Leo Borgesem zaliczyli kilka gorszych momentów. Nie połapali spalonych, ani krycia, co w efekcie końcowym odsłoniło prawdę o naszych tyłach, że tego dnia były gołe. Niestety tak jak i w poprzedzającym meczu ligowym z Puszczą Niepołomice na 4 z tyłu i tu nie chodzi o dobrą notę, a raczej o 4 gole stracone z drużyną broniącą się desperacko przed spadkiem z najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce. Zatem na pozycji środkowego obrońcy potrzebne są przynajmniej dwa mocne nazwiska i umiejętności, aby dać nadzieję na puchary w kolejnych rozgrywkach. Kolejną słabością była nasza, prawa pomoc, która nie zrobiła żadnej krzywdy rywalowi. To, co groźniejsze z naszej strony, idzie zazwyczaj lewą flanką i środkiem.
Zabezpieczenie środka pola też nie było na najwyższym poziomie, a zwłaszcza z asekurowaniem tyłów i zgarniania drugich piłek.
Chwała naszym piłkarzom za to właśnie, że pomimo wszystko doszli do tego momentu, do tej ściany, którą widzimy, że jest i której przebić się nie da bez odpowiednich sił oraz środków. Nasi zawodnicy dali z siebie wiele. Jednak w rywalizacji na najwyższym poziomie widać, że tu potrzebne są właśnie nie uzupełnienia, a zmiany jakościowe, wznoszące nas na wyższy poziom.
Przykre jest to, że Legia była do pokonania, o ile mielibyśmy wyższy poziom koncentracji w grze obronnej. Tego elementu brakowało najbardziej. Brak Malca i następcy Zecha, a także zmiennika dla Koutrisa był aż nadto widoczny. Przerwa zimowa została zmarnowana przez veto ,,Przyjaciół Pogoni”, którzy zablokowali możliwość przejęcia spółki przez Alexa Haditaghiego w czasie, gdy okienko transferowe było otwarte. To właśnie wtedy Pogoń przegrała ten finał Pucharu Polski. Zabrano nam w tym czasie możliwość pozyskania wzmocnień i odebrano kluczowych, jakościowych zawodników.

To był czas, kiedy Legia podebrała nam Vahana Biczahczjana. To wtedy w wyniku problemów finansowych pożegnaliśmy z Pogoni Alexa Gorgona i Benedikta Zecha nie otrzymując w zamian nikogo o podobnej specyfice. Trener Kolendowicz wycisnął z pozostałych piłkarzy jeśli nie wszystko, to bardzo wiele, czyniąc swój zespół najlepiej punktującym w rundzie rewanżowej, co efektywnie oznacza dla nas dalsze emocje w lidze, bo nasi Rycerze Wiosny wciąż są w grze o 3. miejsce w lidze, mając przed sobą do rozegrania jeszcze 4 mecze, w tym decydujące starcie w ostatniej kolejce w Białymstoku z tamtejszą Jagiellonią.
Teraz możemy tylko pogdybać, w jakim składzie grałaby Duma Pomorza w finale, gdyby Alex przejął klub z początkiem 2025 roku, a nie dopiero w marcu już po zamkniętym oknie transferowym.
Ten sezon jest jak ten mecz finałowy – pełen dramaturgii, jak przejażdżka kolejką górską. Gdy jesteśmy na górze, to mamy piękne widoki, do których chcemy zmierzać. Jednak po chwili pojawia się jakiś błąd i jest ostry zjazd w dół, z wieloma zakrętami i obrotem. Ciężko połapać się kiedy to się skończy i co nastąpi za chwilę.
Na szczęście to, co odróżnia podejście do tematu właściciela Pogoni, Alexa, od Jarosława Mroczka, Nilo Efforiego, a także ,,Przyjaciół” Pogoni, to jasna i mocna deklaracja, że na kolejny sezon zespół zostanie wzmocniony, aby móc efektywnie i skutecznie walczyć o najwyższe cele. Miejmy nadzieję, że nowy sezon będzie nową epoką w granatowo-bordowych barwach.
Na tę chwilę widzimy, że mamy walczącą, scaloną drużynę, z trenerem z wielką charyzmą, z kapitanem, który się nie poddaje i chce dalej pchać wózek pod górę. Po wylizaniu ran ten lew znowu będzie chciał zaatakować. Tym razem w lidze, bo jest głodny sukcesu. Wkrótce zobaczymy na ile wystarczy energii i umiejętności w starciach z Radomiakiem, Motorem, Lechią i Jagiellonią.
Wracając do finałowego meczu w Pucharze Polski trzeba to bardzo mocno podkreślić, że to był najlepszy mecz finałowy, gdzie zmierzyło się dwóch godnych siebie bardzo mocnych rywali.

Ponad 51 tys. kibiców stworzyło niesamowitą atmosferę, piękne oprawy i tumult. Śpiewanie tak głośne, że ten stadion nigdy wcześniej tak nie wybrzmiewał. Nic dziwnego, bo naprzeciw sobie zmierzyły się głośne i dynamicznie wspierające grupy kibiców Pogoni Szczecin i Legii Warszawa, wraz z ich zgodami. 2 maja – w Święto Flagi – powiewały zatem nie tylko polskie chorągwie, ale także klubowe, wspierane pirotechniką i efektownymi sektorówkami.

Choć stołeczni kibice wstrzymali się z zorganizowanym dopingiem do 25 minuty, to jednak oni lepiej weszli w mecz. Pogoń w pierwszej połowie była bardzo elektryczna. Dużo faulowała, co kończyło się żółtymi kartkami i wróżyło spore problemy na drugą połowę.
Legia dość szybko zorientowała się, gdzie Duma Pomorza ma deficyty i metodycznie, bardzo pragmatycznie, z pełną celowością korzystała ze swojej, prawej strony, a naszej, lewej obrony.
13 minuta meczu – Kapuadi zagrywa długą piłkę do Morishity, ten ograł Koutrisa dynamicznym zwodem, Kurzawie brakło kilku metrów, aby zaasekurować zejście do środka i Japończyk miał autostradę otwartą w pole karne. Dograł do Luqinasa i ten niepilnowany strzelił gola z najbliższej odległości, przykładając tylko stopę do piłki tuż przed linią bramkową. Nie dał złapać się na spalonego. Nasi obrońcy przysnęli, radary nie zadziałały ani z boku pola karnego, spóźnione podwajanie, a w środku pola karnego brak koncentracji i uwagi obu środkowych obrońców. Nie pomógł też Wahlqvist, którego zaskoczył rywal. Cała obrona zawiodła.

23 minuta – rzut karny dla Legii po faulu Cojocaru. Przy interwencji w powietrzu zderzył się z zawodnikiem Legii, Pankovem i to było powodem decyzji o rzucie karnym, który był potwierdzony na VAR.
Do piłki podszedł Marc Gual, ale uderzył słabo, idealnie dla bramkarza, który go wyczekał i w ten sposób utrzymał Pogoń przy życiu.
W 32 minucie Rafał Kurzawa po stałym fragmencie gry po piłce wrzuconej z autu, otrzymuje ją na swoją, lewą nogę i z 20 metrów strzela prostym podbiciem w poprzeczkę. To mogło być 1:1.
Tobiasz nie miałby żadnych szans. 39 minuta Duma Pomorza rozkręca się. Ograła rywali w środku pola, z piłką przy nodze popędził Kurzawa, zagrywa do Koulourisa, który znalazł się na pozycji strzeleckiej, jednak jego uderzenie sparował bramkarz Legii.
41 minuta – rzut wolny dla Portowców. Grosicki dośrodkował na głowę Loncara, a ten zrobił użytek ze swojego, dynamicznego wejścia w pole karne. Wzbił się ponad rywala i głową skierował piłkę w okienko bramki Tobiasza, ciesząc tysiące kibiców Portowej drużyny. Mamy remis 1:1 do przerwy.
Drugą połowę Legioniści znowu otworzyli dla siebie po naszej, lewej stronie. Niewysoki Koutris przegrał pojedynek powietrzny z rywalem, stracił równowagę, jednak zdążył jeszcze ogarnąć się i wrócił do gry obronnej, gdzie nękał nas zaraz po wznowieniu gry Wszołek. Grek przejął piłkę w polu karnym, blokując akcję rywala, jednak nie podniósł głowy do góry i wybijając piłkę podał ją właściwie do Morishity, a ten nie zastanawiając się ani chwili dynamicznie zrobił zwód na prawo i uderzył nie do obrony na długi słupek. Ten sektor boiska był ,,obstawiony” przez Kurzawę i Koutrisa, jednak nic z tego nie robił sobie Japończyk i wyprowadził Wojskowych ponownie na prowadzenie.
W 52 minucie Portowcy chcieli szybko odrobić jednobramkową stratę. Do odbitej futbolówki doskoczył na dwudziestym metrze Gamboa i z woleja uderzył pięknie, silnie i celnie. Jednak z najwyższym trudem Tobiasz obronił mocny strzał i skierował piłkę na bok.
Minutę później granatowo-bordowi cisną dalej. Grosicki dogrywa w pole karne do wychodzącego na pozycje strzałową Przyborka, ten uderza jednak niestety niecelnie z bliskiej odległości. To powinna była być bramka. To był okres dominacji Pogoni. W 57 minucie Przyborek przejmuje odbitą piłkę, podaje na prawo do Ulvestada, ten w pole karne do kapitana Grosickiego, Kamil strzela celnie, ale jednak zbyt lekko, aby zaskoczyć Tobiasza. W 63 minucie Szkurin sprawdził czujność Cojocaru, jednak nieskutecznie na szczęście dla nas. Co się odwlecze to nie uciecze. Minutę później dostaje idealne podanie, wychodzi na czystą pozycję, mija zwodem Cojocaru i pakuje piłkę przy słupku. Asysta Morishity, który posłał piękną piłkę pomiędzy naszych, środkowych obrońców i mamy 3:1 dla Legii. Wydaje się, że tu już jest pozamiatane i koniec emocji. Nic z tego.
Pogoń Kolendowicza nigdy się nie poddaje i gra dalej.

W 67 minucie piłkarze ze Szczecina grają akcję jak z podręcznika do gry w piłkę nożną – poprzez obronę, wciągnięcie rywala, wykorzystanie bramkarza, zgranie na ścianę w środku, rozrzucenie na lewe skrzydło, tu włącza się Koutris, który sprintem gubi krycie i dośrodkowuje w środek pola karnego, a tam Koulouris wślizgiem wspólnie z obrońcą pokonują Tobiasza i piłka wpada do siatki.

Portowcy wracają do gry zatem. Jest 68 minuta i 3:2. To dużo czasu, aby jeszcze odnieść sukces. 79 minuta – Grosicki centruje z rzutu rożnego, odbita piłka trafia do Przyborka, ten strzela w stronę zasłoniętego Tobiasza, futbolówka leci tuż przy słupku, jednak końcem palców bramkarz zatrzymuje piłkę na drodze do siatki.
W 84 minucie Koutris niechlujnie pozbywa się piłki w naszej tercji obronnej, wysyłając ją za darmo do przeciwnika. Legia lubi korzystać z prezentów. Futbolówka szybko wraca w pole karne Dumy Pomorza, konkretnie po długim przerzucie otrzymuje ją Vinagre, ten ładnie bierze zwodem obrońcę i niepokojony przez asystującego Przyborka oddaje celny strzał, a po rykoszecie niestety piłka trafia do siatki zaskoczonego Cojocaru. To mogło załamać każdego, ale nie nasz zespół, który nie odpuszczał do końca, choć czasu było już niewiele.
W doliczonym czasie gry specjalność zakładu pokazuje Borges – dalekie i celne podanie na głowę w polu karnym. Piłka trafia do ”Kulu”, jego strzał został jeszcze zablokowany, ale dobitka lewą nogą Kacpra Smolińskiego jest już skuteczna. Po tym golu niestety sędzia Marciniak nie dał już więcej czasu i mecz zakończył się zwycięstwem Legionistów 4:3.
Gratulacje dla zwycięskiego zespołu Legii. Chwała także pokonanym. To było świetne widowisko sportowe, trzymające w napięciu od początku do samego końca. Obie drużyny pokazały wielką determinację i jakość na boisku. Jednak to Wojskowi popełnili mniej błędów, byli bardziej skoncentrowani i potrafili obnażyć błędy w grze obronnej Portowców o jedną bramkę więcej niż piłkarze ze Szczecina. Dynamicznej gry nie brakowało, były spięcia boiskowe, kartki, siedem goli, niewykorzystany rzut karny, poprzeczka, piękne bramki i parady bramkarskie, do tego pełen stadion głośnych i entuzjastycznie reagujących, wspierających kibiców. To było święto futbolu w Święto flagi. Tego dnia to flaga Legii ukradła show i zabiła marzenia o Pucharze w Szczecinie.
Jest takie powiedzenie, że do trzech razy sztuka. Za rok będzie kolejny finał. Kto na nim zagra?
Dowiemy się w kwietniu 2026 roku. Pozostaje tylko wierzyć, że Pogoń Alexa w nowym sezonie zostanie wzmocniona na tyle, aby móc realnie w końcu sięgnąć po trofea. Takie są zapowiedzi właściciela i już teraz Tan Kesler i jego skauci pracują nad ściągnięciem do Szczecina zawodników gwarantujących udaną przygodę z walką o europejskie rozgrywki.
Pamiętajmy, że w sezonie 2026/2027 Polska będzie mieć 5 drużyn w rozgrywkach europejskich. To daje nam jeszcze większe nadzieje, że na Twardowskiego zobaczymy silne, europejskie zespoły, walczące na etapie fazy ligowej. Z uwagi na niski ranking Pogoni, jeśli zakwalifikujemy się do pucharów, to z pewnością będziemy mierzyć się z rywalami teoretycznie silniejszymi od nas.
Zwycięstwo Wojskowych w Pucharze Polski daje im prawo do reprezentowania nas w Lidze Europy od drugiej rundy kwalifikacji i z uwagi na wysoki ranking Legionistów najprawdopodobniej na każdym etapie rozgrywek Legia będzie rozstawiona. Zatem ma wielkie szanse na ponowne dotarcie do fazy ligowej. W ten sposób stołeczni mogą liczyć, że to zwycięstwo w Pucharze Polski znowu otwiera im autostradę po 50 mln zł, bo mniej więcej taką kwotę Legia podniosła z europejskich boisk w tym roku.
Dzięki udanemu zaangażowaniu w Europie, głównie dzięki Jagiellonii Białystok i Legii Warszawa, Polska przesunęła się w rankingu krajowym UEFA na 15. pozycję, co daje nam dodatkową drużynę za rok w kwalifikacjach Ligii Mistrzów i jest świetnym punktem zaczepnym do rajdu wzwyż rankingu, gdzie kolejne przywileje mogą przybliżyć polskie drużyny do fazy ligowej elitarnych rozgrywek, pozwalając Mistrzowi Polski na start w kwalifikacjach od czwartej rundy, co w efekcie oznacza w najgorszym wypadku automatyczny awans do Ligi Europy.
Alex Hagitaghi to wie. Swoje przemyślenia w tym zakresie ma także Tan Kesler i razem mają plan na przygotowanie Pogoni wraz z Robertem Kolendowiczem do osiągania tak ambitnych celów. Zanim jednak do takiego scenariusza zaczniemy zmierzać, mamy jeszcze ten sezon do uratowania. Pozostały nam 4 mecze do rozegrania. Wszystko jest w naszych rękach, głowach, wątrobach i nogach. W przypadku wygrania wszystkich, pozostałych pojedynków, Duma Pomorza zakończy ligowe zmagania na 3. pozycji, co da nam brązowy medal i drugą rundę kwalifikacji do Ligi Konferencji Europy.
Idźmy małymi krokami. Na początek wyjazdowy mecz w Radomiu z Radomiakiem 10 maja, w sobotę, o godzinie 14:45. Wydaje się, że Warchoły mają już pewne utrzymanie. 36 punktów zdobytych, zatem tylko jakiś niesamowity zbieg okoliczności mógłby zabrać im PKO BP Ekstraklasę. Zanim Radomiak zagra z nami, wcześniej zmierzy w się jutro w Gliwicach z Piastem i jeśli choćby zremisował, to wystarczy mu punktów, aby na 100% już teraz zagwarantować sobie utrzymanie.
Zatem dla Pogoni będzie to mecz o marzenia związane z pucharami w przyszłych rozgrywkach, a dla Radomiaka o tzw. pietruszkę. Jednak każde miejsce w tabeli wyżej daje wyższą premię na koniec sezonu i stąd nie można oczekiwać taryfy ulgowej. Choć może być kuszące dawanie szans na więcej minut dla młodych piłkarzy, aby budować ich na kolejny sezon i zbierać minuty do systemu jeszcze w tym obecnym.
Mieszane odczucia co do zorganizowanego dopingu.
Kilka słów co do otoczki meczu i kultury kibicowania na finale, a także zdarzeń, które wystąpiły po te rywalizacji. Wszyscy wiemy, że stawka tego finału była olbrzymia. To nie tylko 5 mln zł za zdobycie Pucharu Polski. To możliwość zarobkowania w Europie i promowania się tamże.
Mam wrażenie, że w związku z tym kluby kibica i kluby piłkarskie zupełnie odpuściły temat stanowczego podkreślenia, jak ważnym jest kulturalne wspieranie swoich ulubieńców.

Owszem oprawy były na bogato, doping był donośny, nawet przeszywający. Ciarki przechodziły, w głowie huczało, gdy miało się okazję zasiadać blisko ,,Piekła-Młyna” lub ,,Żylety”. Jednak przy okazji nie brakowało zaczepek i chamskich przyśpiewek. Także przed stadionem, w kolejce przed wejściem, Legioniści zaczepiali kibiców Pogoni niewybrednie. Tak samo było w trakcie meczu na trybunach przez prowadzących doping – co gorsze, w sposób zorganizowany i celowy. Tak nie może być.
Na szczęście zasiadając wspólnie ze starszymi i przyjezdnymi Legionistami z innych regionów kraju, z którymi miałem okazję porozmawiać, wstydzili się oni za prowadzących i nie mieli ochoty na takie zaczepki. Co innego młodzież, która łyka wszystko jak pelikan. Niestety doszło też do bijatyk na mieście, kradzieży szalików, a dla jednego z kibiców majówka w Warszawie skończyła się w szpitalu, po tym jak został dotkliwie pobity.

Porównując to do pięknego i kulturalnego finału z Wisłą Kraków, widać wyraźnie, że komuś w Warszawie brakło klasy, dobrego wychowania i pomimo asysty wielu oddziałów Policji, w stolicy dochodziło do przemocy, do której w cywilizowanym świecie, podczas święta futbolu, nie powinno dochodzić.
Przykre jest to. Tym bardziej, że kilka tygodni wcześniej apelowałem do Klubu Kibiców obu stron o kulturę i szanowanie się wzajemnie. O pakt o nieagresji. Jednak tak szybko, jak ten apel został zamieszczony na forum kibiców Legii, tak szybko został usunięty.
Także wysłałem prośbę do Pogoni Szczecin o zamieszczenie apelu lub chociaż ustosunkowanie się do niego czy też napisanie swojego. Tak abyśmy wszyscy mogli cieszyć się Świętem Flagi i świętem futbolu. Jednak apel mój nie uzyskał wsparcia ze strony klubu i dopiero tuż przed samym meczem pojawiła się krótka wzmianka o godnym reprezentowaniu.
Uważam to na zbyt mało i jeśli chcemy unikać takich gorszących sytuacji, bijatyk i kradzieży na mieście podczas, przed i po finale należy zrobić znacznie więcej na poziomie klubowym i kibicowskim.
Nie może być tak, że klub chce tylko czerpać zyski ze sprzedaży biletów na Puchar Polski, stosując olbrzymie marże, a nie dając w zamian nawet prawa do bezpiecznego i kulturalnego wspierania swojej drużyny. Chamstwo i agresję należy wykopać z trybun, gdyż niszczy to pozytywny obraz całokształtu. Dlaczego grupy kibiców kierowanych przez znanych przecież organizatorom liderów grup kibicowskich pozwalają sobie na takie ekscesy? Kluby przecież znają tych ludzi i pozwalają korzystać im z infrastruktury, stadionu, itd.
Kluby w żaden sposób nie powinny wspierać osób nawołujących do przemocy i nienawiści na stadionie oraz poza nim.
Z drugiej strony ani Policja, ani służby stadionowe nie powinny utrudniać przygotowania i wnoszenia oprawy na stadiony. To przecież buduje wspaniałą atmosferę na meczach. To właśnie dla emocji stadionowych, podkręcanych pięknymi, kolorowymi oprawami, nawet z użyciem pirotechniki, nakręca to kibiców do przychodzenia na stadiony. To tworzy unikalny klimat, którego nie da się uzyskać gdzie indziej.

Czyż nie można byłoby zwyczajnie tego zmienić i tak egzekwować prawa, aby dozwolić to co piękne i wzniosłe, a przy okazji kontrolowane i bez chamskich tzw. uprzejmości wobec rywali, kradzieży barw i pojedynków na mieście?
Komu zależy na tym, aby nie było normalnie?
I po co to?
Nie ukrywam, że doświadczone chamstwo z trybun w tym roku obniżyło moją, łączną ocenę tego, pięknego finału. Choć kibicowsko obie strony dały mocniejszy efekt niż rok temu, to jednak finał z Wisłą uważam za bardziej przyjazny dla odbioru, kulturalny i chciałbym, aby w przyszłości to właśnie z niego korzystały jak najwięcej zorganizowane kluby kibiców, aby właśnie w ten sposób prowadzić doping. To było mistrzostwo, do którego będę zawsze odnosił się. I wiem, że da się.
Tylko trzeba do tego chęci. Dlaczego nie było takich chęci w tym roku?
Mam nadzieję, że kibice i oba kluby odniosą się do moich pytań. Wszystkim nam powinno zależeć na pięknie futbolu i na kulturalnej otoczce wspierającej polską piłkę. Bez nienawiści.
Pogoń Szczecin 3:4 Legia Warszawa
Gole: Danijel Lončar 41′, Rúben Vinagre 67′ (GS), Kacper Smoliński 90′ – Luquinhas 13′, Ryōya Morishita 46′, Ilja Szkurin 64′, Rúben Vinagre 85′
Składy:
Pogoń: 77. Valentin Cojocaru – 28. Linus Wahlqvist, 68. Danijel Lončar, 4. Léo Borges, 32. Leonárdo Koútris (86, 61. Kacper Smoliński) – 10. Adrian Przyborek (86, 51. Patryk Paryzek), 21. João Gamboa (61, 15. Marcel Wędrychowski), 8. Fredrik Ulvestad (86, 46. Antoni Klukowski), 7. Rafał Kurzawa, 11. Kamil Grosicki – 9. Efthýmis Kouloúris.
Legia: 1. Kacper Tobiasz – 13. Paweł Wszołek (55, 24. Jan Ziółkowski), 12. Radovan Pankov, 3. Steve Kapuadi, 19. Rúben Vinagre – 25. Ryōya Morishita, 6. Maximillian Oyedele, 22. Juergen Elitim (82, 8. Rafał Augustyniak), 5. Claude Gonçalves (60, 11. Kacper Chodyna), 82. Luquinhas (83, 21. Wahan Biczachczjan) – 28. Marc Gual (61, 17. Ilja Szkurin).
Żółte kartki: Cojocaru, Borges, Ulvestad, Gamboa, Wahlqvist – Wszołek, Gonçalves.
Sędziował: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 51 233.
Absolutnie się zgadzam. Jechałem z Częstochowy, nie będąc częścią braci kibicowskiej Pogoni, z Waszym szalikiem i dla Was, poruszony rozpaczą po ubiegłorocznym finale. Przyjemnie było na Was popatrzeć – klasa i kultura. Pod bramą grill, Wasi zapraszają do degustacji pysznych kiełbasek. Za free. Pyszne.. Do rozpoczęcia meczu pozostało trochę czasu, więc spacer na plażę nad Wisłą. Zorganizowane patrole Legionistów dające 5 minut na opuszczenie miejsca kibicom Pogoni – bo inaczej będą zbierać zęby. Smutne.
Mecze finału PP śmiało niech będą dalej rozgrywane na Narodowym, to miejsce zasługuje wielkich wydarzeń. Sędziowie moim zdaniem nie popełnili żadnego większego, znaczącego błędu. Nasi piłkarze z pewnością walczyli, jednak brakło im koncentracji w grze obronnej. Niestety Legia szybko odkryła naszą najsłabszą stronę i czerpała z tego wiele korzyści. Trener Kolendowicz nie miał lepszego wyboru i było tak jak było. Szkoda zmarnowanej zimy. Walka o pieniądze, nie-przyjacielskie odsetki spowodowała to, że znowu uciekają nam grube miliony i pierwsze trofeum. Z resztą ani dla poprzednich władz ani dla tych bezpieczeństwo kibiców widzę, że nie liczy się wcale. Tylko kasa misiu! Po biletach poznacie ich intencje. To teraz, gdy już zderzyli się ze ścianą, to niech inwestują w wyższą jakość piłkarską, bo inaczej więcej nie zarobią. To jest max tej drużyny. Teraz jeszcze los do nas uśmiechnął się, Jaga tylko zremisowała z Górnikiem, otwierając się na nas, abyśmy powalczyli z nimi o 3 miejsce do ostatniej sekundy meczu ostatniej kolejki w Białymstoku. Emocji zatem nie powinno brakować. Aż strach pomyśleć, po ile Haditaghi będzie chciał sprzedać bilety na wyjazd na Podlasie…Smaczek dodatkowy Grosik grał w Legii i Jadze, oby teraz dał nam powody do radości…
Pogoń nie miała żadnej taktyki ,Kolendowicz dał d…y. Trzymanie Przyborka,który krył się za obrońcami Legii to nie błąd a głupota.Legia miała wszystko rozpracowane. Grosik nie miał komu podać bo nikt nie nadążał, a obrona to kanał. Pogoń w każdym meczu ma ponad 500 podań z których nic nie wynika, gra do tyłu bez kontry. Nikt tak teraz nie gra tylko Pogoń- zobaczcie statystyki .
Jeden młodzieżowiec musi grać na boisku w Pucharze Polski cały czas, wybór padł na Przyborka, bo z prawej strony ktoś musi tam grać. Być może Korczakowski mógłby go zastąpić, zobaczymy w lidze jak do końca sezonu będzie wyglądał skład i ustawienie drużyny. Na pewno będą zmiany w obronie, bo wykartkowani zostali Loncar i Borges. Możliwe, że po dwóch meczach z 4 golami w plecy w każdym z nim również zobaczymy Kamińskiego na bramce. Może Smoliński zastąpi Koutrisa na lewej obronie. Pewnie Lis i Keramitsis zagrają w Radomiu. Potrzebne są zmiany i transfery na nowy sezon wzmacniające: dwóch środkowych obrońców, prawy pomocnik, środkowy ofensywny pomocnik, lewy obrońca, lewy pomocnik i drugi napastnik. Zobaczymy jak Alex i Tan Kesler zadecydują, wzmocnienia są konieczne, aby trener Kolendowicz miał realny wybór i lepszych zawodników w pierwszym składzie, w nadziei o grę o złoto i ligę mistrzów.
Z dołu do góry, z góry na dół
Z ciemności w słońce, z ciszy w krzyk
Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie
Ruch, magnetyczny ruch, ściana przy ścianie
Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie
Ruch, magnetyczny ruch, ściana przy ścianie
Miraż tworzenia, złuda istnienia
Im wyżej skaczesz, tym bliżej dna
Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie
Ruch, magnetyczny ruch, ściana przy ścianie
Falowanie i spadanie, falowanie i spadanie
Ruch, magnetyczny ruch, ściana przy ścianie
Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa
Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa
Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa
Raz-dwa!
MAANAM
Nic dodać nic ująć. Prawda?
Cześć Marcin.
Myślę, że ten tekst Maanamu powyżej wiernie oddaje emocje jakie zostały nam zafundowane w meczu PP.
Szanowny Kolego.
To nie był dobry mecz Pogoni .
Nie będę się wdawać w szczegóły. Wytknąłeś trafnie wszystkie niedostatki tej drużyny.
Dla mnie oni weszli na boisko jakby już przegrali ten mecz mentalnie.
Ja nie widziałam krwi , potu i łez, zawzięcia, walki na śmierć i życie, ze strony naszych zawodników.
Do tego wszystko to co Ty napisałeś, a czym po krótce się z Tobą dzieliłam….
Ten sport już na tyle się skomercjalizował , że zaczynam mocno wątpić….po co niektórzy tam są .
To My kochamy ten klub , to my jesteśmy głodni sukcesów, ale czy oni się z tym utożsamiają?
Czy raczej z tym ile na konto wpływa….I komu.
Pewnie nie wszyscy , ale tak to wygląda.
To są wyrobnicy , a nie zawodnicy z Mojego Miasta.
Ci ludzie nic innego nie robią tylko grają i trenują.
Oni nie przychodzą , czy jadą grać jak to kiedyś bywało., po pracy w porcie czy stoczni…..
A poprzedni rok…..No cóż….niewykorzystane sytuacje się mszczą…
Nie można imprezować na dwa dni przed takim wydarzeniem i nie można nigdy lekceważyć przeciwnika. Jaki by nie był.
Szacunek to bardzo ważny element strategii.
A co do tego co się działo wokół.
Moje zdanie jest takie , że tego typu wydarzenia nie powinny być organizowane w żadnym mieście drużyn, których to dotyczy..Wtedy nikt nie ma poczucia pewności.
Stadionów odpowiednich mamy pod dostatkiem..
To by w jakimś stopniu wyeliminowało patologię i poczucie pewności.
Tak samo jak arbitrzy . Według mnie powinni być odsolutnie z poza naszego podwórka.
To by było na tyle.
Pozdrawiam serdecznie w pełni podziwu dla Twojego zaangażowania.