Bo w życiu trzeba mieć szczęście!
Czyli o tym, jak Pogoń pokonała Piasta i ucieszyła kibiców z portowego miasta.
Oglądając mecz do 90 minuty, miałem na myśli inny tytuł dla skomentowania tego meczu. To był ,,mecz dla koneserów”. I swego czasu wspaniały Zenon Laskowik miał taki skecz ,,Spowiedź”, gdzie spowiadał polityka, a ten miał swoje za uszami i w ramach pokuty ksiądz zadał grzesznikowi obejrzenie meczu Lecha Poznań z Piastem Gliwice dwa razy. To był właśnie taki mecz na pokutę za karę do obejrzenia. Dla prawdziwych koneserów, nic się nie działo, nuda Panie! Zero do zera.

Jak to mawiał klasyk, nie było niczego. Tzn. była walka, dużo biegania, intensywność, żółte i czerwone kartki, a więc coś tam do statystyk zatem wpadło. Nawet pare celnych strzałów, rzuty różne wykonywane seryjnie. Jednak to nie było show, do którego kibice Pogoni Szczecin byli w Szczecinie przyzwyczajeni i uprzednio rozpieszczeni.
Mecz trwa nie 90 minut, ale tyle, ile doliczy sędzia. Dziś było to 7 szczęśliwych minut dla Portowców. Szczęśliwa siódemka tym razem.
To, co najlepszego było w tym starciu, wydarzyło się dopiero, gdy już niektórzy kibice zdążyli opuścić stadion.
Najpierw w 90 minucie Piast Gliwice miał stuprocentową okazję do strzelenia gola, jednak od złego wybawił nas Valentin Cojocaru, broniąc uderzenie z bliska Jorge Félixa. Następnie już w doliczonym czasie gry, widzowie czekający na show w wykonaniu granatowo-bordowych aktorów mieli w końcu okazję, by energicznie podnieść się z krzesełek, głośniej zaśpiewać i zacząć bić brawo.
Przy tym, ponad 19 tysiącom widzów poziom kortyzolu i ciśnienia skoczył ostro pod sam sufit, gdy sędzia podyktował rzut karny za faul na Patryku Paryzku. Na jedenasty metr piłkę ustawił Efthymios Koulouris, po czym kopnął ją mocno, ale na idealnej wysokości dla Františka Placha, który wyczuł intencje strzelca. Nieszczęśliwie odbił jednak futbolówkę wprost przed siebie, a tam wciąż czekał ”Kulu” i spokojnie dobił ją do siatki.
Następnie Grek utonął w uściskach kolegów z drużyny w narożniku boiska, gdzieś za bandami reklamowymi. Drużyna radowała się z gola niezwykle entuzjastycznie. Coś jak małe i szczęśliwe dzieci, które dostają ukochane pluszaki do przytulenia i zabawy. Sędzia meczu już nie wznowił i od razu po wykonaniu karnego go zakończył. Pogoń pokonała Piasta 1:0.
Także Grek dorzucił dziś futbolowego miśka do bramki Piastunek, radując granatowo-bordowe serca 19148 kibiców. Te olbrzymie emocje w końcówce i po spotkaniu udzieliły się wszystkim. Nie tylko piłkarzom i kibicom, ale także trenerom obu drużyn, Robertowi Kolendowiczowi i Aleksandarowi Vukoviciowi. Sędzia Damian Sylwestrzak schłodził napięcie pokazując obu szkoleniowcom czerwoną kartkę. Zatem obaj panowie odpoczną od emocji ligowych. Nie tylko podczas przerwy reprezentacyjnej, która teraz nastąpi, ale także nie poprowadzą oni swoich drużyn w następnej kolejce.
Dla prawdziwych koneserów futbolu, w tym także kibiców Pogoni Szczecin, warto też jednak wspomnieć, jak do tego doszło, że przez 90 minut goli i szczególnych momentów nie było.
W piątek podczas konferencji przedmeczowej miałem okazję zwrócić uwagę trenera na to, że Pogoń gra dość miękko i biega najmniej kilometrów w lidze. Zatem poziom zaangażowania, walki i determinacji pozostawiał wiele do życzenia. Właśnie to był powód straconych punktów z Cracovią, Górnikiem Zabrze i GKS-em Katowice. A tu przyjeżdża Piast Gliwice, drużyna niewygodna, trudna do sforsowania, świetnie broniąca oraz kompaktowa. Trener przyznał rację, że nie był zadowolony z poziomu zaangażowania i walki. Jednak trzeba wiedzieć, jaki mamy profil zawodników i również zwrócić uwagę na liczbę i szybkość sprintów.
Mecz z Piastem można było wygrać zatem pokazując determinację, zaangażowanie, grając szybko, dokładnie i na koniec szczęśliwie. Pogoń była jednak umotywowana, zdeterminowana, zaangażowana, mądrze biegała i na koniec okazało się, że choć nie zawsze była dokładna, to jednak 108 przebiegniętych kilometrów dało nam trzy punkty.

A co jeszcze charakteryzowało to zwycięstwo?
Cztery żółte kartki, które można usprawiedliwić koniecznością boiskową, jaką były faule taktyczne, wynikające z gry, ratujące nasze pozycje: Vahan Bichakhchyan, Linus Wahlqvist, Léonardo Borges i Rafał Kurzawa za doskok do sędziego po faulu na Paryzku.
17 fauli naszych w stosunku do 7 gości. Do tego 5 zmian po przerwie. 5 strzałów celnych, 10 rzutów rożnych i posiadanie piłki 55%.
Zatem było to wywalczone, wybiegane, okraszone faulami i kartkami, szczęśliwe zwycięstwo dość wyrównanego i intensywnego meczu, w którym największe emocje mieliśmy okazje odczuć w siedmiu doliczonych minutach tego pojedynku.
W bramce ratował nas Cojocaru, który w kilku akcjach pokazał, dlaczego jest wart tego, aby stawiać na niego w roli pierwszego bramkarza. Na lewej obronie aktywnie i intensywnie Leonardo Koutris. Na prawej obronie Wahlqvist, który również podłączał się do akcji zaczepnych. W środku obrony dość pewnie i szczęśliwie Borges oraz Benedikt Zech. Zatem to czwórka obrońców, która najczęściej zabezpiecza bramkę Dumy Pomorza. Na prawym i lewym skrzydle często zamieniali się stronami kapitan Kamil Grosicki, a także tym razem w roli młodzieżowca Olaf Korczakowski. Środek pola wypełniali Bichakhchyan jako ofensywny pomocnik, a także Alexander Gorgon i Fredrik Ulvestad, którzy bardziej zabezpieczali obrońców i wchodzili w linie obrony przy rozgrywaniu od tyłu. Nominalnym napastnikiem oczywiście był jak zawsze Koulouris.

W drugiej połowie mieliśmy okazje zobaczyć dziś w roli zmienników: Rafała Kurzawę, Kacpra Łukasiaka, João Gamboa, Adriana Przyborka i Paryzka.
Na boisko, piłkarzy i sędziów tego widowiska, wprowadzali seniorzy.


Na trybunach były podjęte próby lansowania nowej piosenki przez Ultrasów Pogoni. Jednak kiepsko im to wychodziło, niczym jak gra głównych aktorów tego spektaklu. Jakoś tak niemrawie. Co tu mówić, ognia w tym nie było.
W 7 minucie pierwsza groźna akcja Piasta Gliwice.
Miłosz Szczepański oddał celny, ale dość słaby strzał na bramkę Cojocaru. Zanim doszło do uderzenia, w zbyt prosty sposób, zdecydowanie za łatwo dali się ograć: młody Korczakowski i doświadczony już Koutris. Nie popisał się także Gorgon, który stracił równowagę po walce wręcz z Maciejem Rosołkiem. Stracił także piłkę, do której dopadł zawodnik Piastunek, ale na całe szczęście nie miał on dziś takiej mocy, by zaskoczyć czujnego na bramce ”Cojo”.
W 28 minucie wreszcie Pogoń pograła swoje, w trójkącie po lewej stronie boiska: Grosicki do Gorgona, Alex do Bichakhchyana i Vahan z 20 metrów uderzył mocno, tym razem z prawej nogi. To mogło zaskoczyć Placha, ale ten jednak z olbrzymim trudem przeniósł piłkę ponad poprzeczką na rzut różny. W 38 minucie po kornerze Rosołek uderza głową, ale na miejscu był Cojocaru, który spokojnie przytulił futbolówkę, która szła w sam środek bramki i jego ręce.
W 42 minucie meczu mogło być 0:1.
Jorge Félix dopadł do odbitej piłki i uderzył bardzo mocno z powietrza, a miał tylko ”Cojo” przed sobą. Jednak siła uderzenia nie pokryła się z celnością i futbolówka poszła dobry metr obok bramki. Tuż przed przerwą szczęścia próbował ponownie Szczepański, ale i tym razem celny strzał zawodnika Piasta wybronił Cojocaru, odbijając piłkę ponad poprzeczką na kolejny rzut rożny dla gości. To byłoby na tyle z pierwszej połowy meczu.
Pogoń potrafiła stwarzać zagrożenie po stałych fragmentach gry. Nieźle rzuty rożne seriami były wykonywane przez Bichakhchyana i Grosickiego, a także sporo zamieszania w szykach obronnych sprawiały dalekie i celne wrzutki z autów Borgesa.
Na całe szczęście okazało się, że nie tylko Borges potrafi mocno piłkę wrzucać z autu, ale także kibice i działacze Pogoni pokazali, że mają mnóstwo sił w rękach, a także gorące oraz wielkie serca.
W przerwie niedzielnego starcia dziesiątki tysięcy misiów, pluszaków wszelkiej maści, kolorowych, pięknej urody dziecięcych przytulanek zostało rzuconych z trybun na murawę w ramach akcji ,,Dorzuć misie”. To akcja charytatywna wspierająca najbardziej potrzebujących, poszkodowanych, ciężko chorych dzieci. Zebrane misie z pewnością ucieszą tysiące dzieci, a sponsor akcji przekaże wsparcie finansowe dla Adasia Orlika.

W 70 minucie po kolejnym rzucie rożnym dla Pogoni piłka trafia do Zecha. Austriak uderzył tak, że rykoszetem piłkę skierował w stronę bramki Kurzawa, ale i tu wielkim kunsztem oraz czujnością wykazał się bramkarz Piasta.
Kolejną, interesującą akcją była ta z 90 minuty, gdzie poszła akcja drużyny z Gliwic z prawej strony. Nasi obrońcy dali się ograć i futbolówka trafiła do Félixa, który celnie uderzył z 7 metrów, lecz na posterunku wartę pełnił skoncentrowany Cojocaru i ocalił Dumę Pomorza od utraty gola instynktowną obroną. Potem odbita piłka znowu trafiła do niego w polu karnym, ale kolejne uderzenie z lewej nogi było już niecelne.
W 93 minucie mocny daleki wrzut z autu Borgesa i piłka wpadła w środek pola karnego Piasta. Tam przedłużenie głową i następnie futbolówka doszła na nogę Paryzka, lecz ten został kopnięty i nadepnięty przez Huka, po czym się przewrócił.
Arbiter po analizie VAR wskazał na rzut karny dla Portowców, a następnie pokazał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę Hukowi. Euforia na stadionie! Kibice długo czekali na ten jeden moment meczu. Nie było już Grosickiego na boisku, został zmieniony właśnie przez Paryzka kilka minut wcześniej.
W 97 minucie meczu do wykonania jedenastki podszedł zatem nasz strzelec wyborowy, Koulouris. Grek uderzył, ale w sposób sygnalizowany na łatwej dla bramkarza wysokości. Plach to jeden z najlepszych fachowców od bronienia rzutów karnych w PKO BP Ekstraklasie i odbił tą źle strzeloną piłkę, ale jednak wprost przed siebie, gdzie wciąż stał nasz snajper, a ten z zimną krwią dobił ją do siatki obok bezbronnego bramkarza Piasta, któremu nie zdążyli dopomóc koledzy z zespołu. To był już koniec tych zawodów, ale nie emocji.

Trenerzy mieli na gorąco swoje uwagi do pracy sędziego i na tyle mocno je wyrażali, mieli tyle w sobie gorącej krwi, że ich słowa, wymachiwania oraz gesty, również doprowadziły sędziego do przegrzania z emocji. W końcu wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Sędzia także, ale tylko on ma prawo rozdawania kartek i na koniec skorzystał z tego przywileju. Zamiast misia do przytulenia, aby obniżyć poziom napięcia, zdecydował się obdarować obu szkoleniowców napomnieniami w postaci czerwonego kartonika.
Zatem było gorąco na koniec tego meczu, w ten chłodny, październikowy wieczór w Szczecinie na Twardowskiego.
To, co wziął nam los, w pojedynkach z Górnikiem Zabrze i Cracovią, oddał nam tym razem potyczce z Piastem Gliwice. Wtedy przegraliśmy tę rywalizacje w ostatnich minutach, w sumie grając niewiele słabiej od przeciwników. Tym razem wygraliśmy po ostatniej akcji, w trudnym i dość wyrównanym starciu.
Ujmując to w ramach prawnych, Bóg może nie jest rychliwy, ale za to sprawiedliwy. Z tych trzech meczów można byłoby oczekiwać trzech punktów i są. Jak to mówią: szczęście sprzyja lepszym i na te szczęście trzeba sobie zapracować.
Pogoń wyszarpała ten komplet punktów po bardzo trudnym pojedynku.
Kibice portowej drużyny z zadowoleniem wracali przez miasto do swoich domów jeszcze długo śpiewając: ”Wygrał ten mecz, niech się niesie zwycięska pieśń”. Pogoń osiągnęła swoje tym razem nieustępliwym charakterem, walcząc o pełną pulę do ostatniej akcji meczu.
Teraz czeka nas przerwa reprezentacyjna, w czasie której Portowcy zagrają jakiś sparing. Czekamy na szczegóły. Następnie Duma Pomorza pojedzie do Częstochowy. Może chłopcy niech pojadą przynajmniej dzień wcześniej i przejdą się na Jasną Górę, aby pomodlić się o cud. Czyli o to, by w końcu z tego trudnego terenu przywieźć trzy punkty.
Raków wydaje się być ostatnio w formie. Wraca na właściwe tory i zdobywa punkty. Wrócił nie tylko trener Marek Papszun, ale także absolutna gwiazda Medalików – Hiszpan Ivi López, który przyczynił się do wyjazdowego zwycięstwa z Radomiakiem w Radomiu.
Częstochowianie mają aktualnie cztery punkty przewagi nad nami. Są na drugim miejscu w ligowej tabeli z dorobkiem 23 oczek. Zatem, aby ich skutecznie gonić, potrzebny będzie triumf w Częstochowie.
Podopieczni trenera Roberta Kolendowicza są na tę chwilę na piątym miejscu z 19 punktami na swoim koncie i przykrym bilansem 4 przegranych z 5 rywalizacji na terenie przeciwnika. Jednak nie ma rzeczy niemożliwych. A droga na szczyt prowadzi teraz przez Jasną Górę.
Do roboty Panowie, dość już porażek na wyjazdach!
Zgodnie z tym, co śpiewa Beata Kozidrak:
,,Wyżej, wyżej,
Po złoto gwiazd,
Zdobyć wszystko,
Lub zakryć twarz.”
Częstochowa musi być nasza!
Ału!
fot. Marcin Zapart i Kamil Koczara, Portowa Duma
Oj tak! Aby Pogoni nie opuszczało to szczęście!
3 punkty cieszą, jednakże rzeknę….
Więcej szczęścia niż rozumu chyba się przytrafiło.
Już na samym początku, po kilku minutach meczu skomentowałam do koleżanki….lekko nie będzie…
Kto oddaje środek pola ten przegrywa i tak było tym razem . Mnóstwo strat w środku pola. I miałam wrażenie, że drużyna przeciwna gra bardziej nowoczesny futbol.
Nasi jakby nie nadążali, aczkolwiek przebudzenia były….Chyba , że zlekceważyli przeciwnika.
No i ten karny….Horror normalnie. ..
Nie ma źle obronionych są źle strzelane.
I tak było w naszym przypadku.
Po prostu jak to powiadają….głupi ma szczęście…..
Przyłączam się do Twojego życzeniowego myślenia i tekstu Beaty ….
Wyżej,wyżej…Tylko czy się da i chce?
Szczęście w tym meczu było zdecydowanie po naszej stronie. Mecze z Piastem zawsze są trudne, dla każdej drużyny, gdyż mają trenera – speca od układanek taktycznych, kompaktowości, świetnego przemieszczania drużyny po boisku bez zostawiania wolnych przestrzeni. Każdy kto z nimi gra to cierpi na boisku i to jest drużyna, która najczęściej swoje mecze remisuje od lat. To ich takie DNA. Ciężko oglądało się ten mecz, było sporo walki i biegania, jednak bez tej jakości, do której Pogoń nas u siebie przyzwyczaiła, do wielu sytuacji bramkowych, rozmachu, atakowania wolnych przestrzeni i polotu w rozegraniu. Tego nie było. No ale tak się gra jak przeciwnik pozwala a Piast na takie rzeczy ma swoje sposoby. Rok temu u siebie przegraliśmy, na wyjazdach u nich remisy lub porażki, zatem bardzo nie wygodny dla nas jest Piast. Karny – tragedia, źle strzelony to fakt ale obrońcy Piasta znów popełnili błąd, bo żaden z nich nie wskoczył w pole karne by uniemożliwić dobitkę, zatem brakło im koncentracji i zaangażowania do końca. Faul w polu karnym też nie był mądry, ani konieczny. Podejrzewam, że ze zmęczenia i zamęczenia naszą intensywną i konsekwentną grą do końca no i po fajnych, groźnych wrzutkach z autu Borgesa Pogoń ten mecz przepchnęła łokciem i kolanem. A teraz niech się modlą o boiskową mądrość i o dobry wynik pod Jasną Górą, bo tam będzie jeszcze trudniej. Czy im się chce, podejrzewam, że tak. Tylko PESELE co niektórych piłkarzy wskazują, że na chęciach to się tylko kończy, bo siły do biegania na całe 90+ minut już nie ma.