Abecadło Portowej Dumy – część druga. Od K do Q
Na całe szczęście pomiędzy wczoraj, a dziś nie doświadczyliśmy jakichś większych dramatów na Twardowskiego. A to już sukces, bo ostatnio przyzwyczailiśmy się do dynamicznych zwrotów akcji w naszym, ukochanym klubie. Zatem zmierzamy niechybnie do względnej stabilizacji i normalizacji ciśnienia granatowo-bordowej krwi. Oby Alex tylko miał dobrze trafioną diagnozę i zapodał idealnie wycelowany lek zaradczy na dłuższą metę, zanim ten organizm stanie na własnych nogach, bez żadnych, dodatkowych sił i środków wspomagających. Póki co, podaje nam tlen i rękę. Każdemu, kto chce z nim dalej pójść razem po nasze marzenia. I to cieszyć musi.
I w takim tonie pojednania, dawania drugich szans, idziemy z naszym alfabetem, a konkretnie z jego drugą częścią, która zaczyna się od literki ,,K”. Ta litera zawsze kojarzyła mi się z mocnymi słowami w alfabecie łacińskim, co to niosą ze sobą wiele różnych zakrętów, łuków i wiraży. I tak pozostało już do dziś i nie tylko dla mnie, widząc oraz słysząc komentarze na wszelkie niepowodzenia i bardzo często właśnie zaczynają się na K…

K – jak Kręte drogi, które prowadzą do pięknych miejsc. Kto jest autorem tego pięknego zdania? Oczywiście nasz kwieciście wypowiadający się trener Robert Kolendowicz, podczas przedmeczowych konferencji prasowych. Ja myślę, że śmiało szkoleniowiec mógłby napisać książkę o takim tytule i byłby to absolutnie bestseller. A zwłaszcza, że na wiele różnych stron można interpretować jego słowa, znając historię jego, naszego klubu, tego co tu się wydarzyło w ciągu ostatnich nie tylko dni i miesięcy, ale także w ciągu ostatnich kilkunastu, kilkudziesięciu lat.
Jeśli to zaboli kogokolwiek, to trudno. Wtedy ja też poproszę o drugą szansę, jednak faktów nikt nie zmieni i kto je zna, ten zdziwiony nie będzie tą wersją interpretacji.
Najpierw, to co miłe: Szczecin jest pięknym miastem, miejscem i kropka! Tu nie ma wątpliwości, zatem jakież to kręte drogi prowadzą do Szczecina? Jarosław Mroczek też lubował się w dawaniu drugich szans trenerom i piłkarzom z wątpliwą moralnie przeszłością: Michniewicz, Wdowczyk, co to mieli swoje przygody u tego samego ,,Fryzjera”. No cóż, takie były czasy, że wszyscy chcieli dobrze wyglądać i mieć wyniki. Historia i lista bohaterów będących na życiowych zakrętach jest bardzo długa, a wielu z nich, po tych krętych drogach, znajdywało swój azyl w Szczecinie.
Jednak podejrzewam, że trener Kolendowicz nie to miał na myśli. Chociaż kto wie, jakie przebłyski kierowały naszym trenerem w momencie wypowiadania tej pięknej sekwencji. Dam sobie dwie ręce obciąć i coś jeszcze, że z tyłu głowy trenera Roberta było raczej to, z jakimi przeciwnościami losu musiał zmierzyć się on, jego drużyna, a także Zarząd klubu. A mianowicie: plaga kontuzji podstawowych zawodników, uszczuplona kadra piłkarzy o tych, którzy odeszli do innych klubów, brak premii i wypłat, bardzo słabe występy i wyniki w meczach wyjazdowych w rundzie jesiennej, a także rollercoaster, czy jak kto woli tasiemiec z przygodami Jarosława Mroczka w poszukiwaniu nowego właściciela dla Portowej drużyny.
W naszym klubie od dawna stosowana jest tradycja, polityka dawania drugich szans, na skalę moim zdaniem europejską, niespotykaną nigdzie indziej. Fakty są takie, że także Mroczek, Zaborowscy i Brzozowski dostali swoją, drugą szansę na przyjęcie ostatecznej oferty od Alexa na za pięć dwunasta. Tak samo Nilo Effori mógł wyjść z twarzą i przyjął ofertę drugiego z kandydatów, gdyż pierwszy uciekł mu zwyczajnie. Tak samo Alex grając w pokera, wszedł ”All In” i wykorzystał swoją, drugą szansę na zostanie właścicielem Pogoni i teraz on właśnie po chrześcijańsku, a może z potrzeby chwili, daje drugie życie dyrektorowi Adamczukowi oraz mecenasowi Brzozowskiemu, którzy z pewnością mają granatowo-bordowe serca, jak i grzechy w tych samych barwach. A jeszcze parę miesięcy temu byli wielkimi przeciwnikami Alexa, z uwagi na to, że nasz Perski Tygrys odkrywał tu rewelacje o klubie nieznane nam wcześniej. To właśnie dzięki Alexowi poznaliśmy Pogoń Szczecin od zakrystii. Nie jeden oficjel Dumy Pomorza tu się zagotował, gdy ujawniane były grzechy i grzeszki przez rozczarowanego Kanadyjczyka na platformie X.
Każdy zatem miał swoje za uszami i swoimi, krętymi drogami, dotarli do pięknego miejsca w Szczecinie – na stadion przy ulicy Twardowskiego.
I po tych wszystkich perturbacjach, każdy jak jeden mąż, ma teraz podwójną, a może nawet potrójną energię do tego, by pchać ten wózek pod górę. Wózek, na którym wszyscy jednocześnie jedziemy w kierunku Stadionu Narodowego w Warszawie. Po to, by nasz Turbo Kapitan sięgnął po Puchar Polski, który tam zostawił rok temu, bo jemu i naszemu zespołowi też należy się druga szansa na to, by poprawić się i by pod koniec swojej kariery jednak udźwignąć ten wielki ciężar, zostawiając na boiskach hektolitry potu, a także wiele męskich łez. A wiadomo, że jak chłop płacze, to musi być święto. I tego święta pragniemy 2 maja 2025 roku w Warszawie jak nikt inny, bo to nasza flaga musi tego dnia dumnie powiewać w drodze powrotnej do naszego, pięknego Szczecina, gdzie mamy przyszykowane miejsce w gablocie na pierwszy puchar zdobyty przez płeć mniej urodziwą, bo ten żeński wazon nasze, złote dziewczyny zdobyły już rok temu i byłoby wstyd dla naszych Panów, żeby z Warszawy mieli wrócić na tarczy, kiedy to do nich właśnie płyną miliony szerokim strumieniem, o którym Nasze Panie mogłyby tylko pomarzyć.
Kiedyś prezesem Pogoni był taksówkarz z Lipian, a także inny miłośnik futbolu brazylijskiego ze Rzgowa. Ci dopiero mieli swoje, kręte drogi, które ich tutaj poprowadziły i dalej mają swoje sposoby na życie, bo Bóg dał im kolejną szansę na przydatność w społeczeństwie. Tak można byłoby pisać jeszcze długo. Przykładów nie brakuje i daleko szukać nie trzeba.
L – jak LiPa. A właściwie chodzi o to, aby LiPy nie było.
28 marca gramy najpierw mecz ligowy w Warszawie z Legią, a potem, 1 kwietnia, półfinał Pucharu Polski z Puszczą Niepołomice, a finał Pucharu Polski zaprogramowany jest na tę chwilę na 2 maja w Warszawie, gdzie przeciwnikiem naszej drużyny najprawdopodobniej znowu będzie Legia Warszawa. Stołeczni mają już 10 punktów straty do podium w lidze i aby marzyć o grze w Europie w następnym sezonie, muszą zdobyć Puchar Polski lub pokonać najpierw Chelsea Londyn w ćwierćfinale LKE, a następnie dojść do finału we Wrocławiu i wygrać go. Ten scenariusz raczej jest z kategorii science-fiction, zatem Legia postawi wszystkie siły i swoje pieniądze na wygranie krajowego trofeum.
Ten sam cel siedzi także w naszych głowach i wszyscy ostrzą sobie apetyt na finał Pogoń – Legia na stadionie Narodowym w Warszawie. Czym zatem będzie mecz ligowy obu drużyn pod koniec marca? Honorową przystawką do dania głównego. Jednak przeciwnik, znając naszą krótką ławkę, może zdecydować się na grę w kości, by wyeliminować kontuzjami ważniejszych piłkarzy ze Szczecina. Biorąc pod uwagę także to, że mamy dość mocno zaawansowany wiekowo pierwszy skład drużyny, a kilka dni później mamy mecz o wszystko z Puszczą w Niepołomicach, warto byłoby spojrzeć strategicznie na ryzyko, które się tu wpisuje, że my mamy problemy kondycyjne w drugich połowach, gdy gramy 2-3 mecze w tygodniu, pokonując tysiące kilometrów w podróżach. Moim zdaniem, biorąc to wszystko pod uwagę, warto byłoby tę grę wstępną z Legią dedykować naszym zmiennikom, by im dać szansę ogrania się z mocnym rywalem, aby byli gotowi szczególnie wtedy, gdy będą potrzebni najbardziej. Nawet w drugoplanowej roli, dając mocne zmiany w finale. A naszą, najmocniejszą jedenastką zagrajmy z Puszczą w Niepołomicach o nasze marzenia, związane z majówką na bogato i wesoło w dniu święta flagi, naszej flagi tym razem.
Ł – jak łzy i łut szczęścia – pomysł, jak sobie dopomóc, eliminując niepotrzebne ryzyka związane z naszą drogą do finału Pucharu Polski podałem wyżej. Teraz tylko szczęśliwie wykonać i przywieźć trofeum do Szczecina. Właśnie tymi, krętymi drogami, którymi jeździmy za Pogonią od lat. Wiemy, że Polska jest piękna. Wszędzie jest dobrze, ale w domu najlepiej. Ten puchar musi być nasz, choćby skały srały. Co do ligi, jeśli wskoczylibyśmy na podium, byłoby cudownie. Jednak ja tego nie oczekuję. Realnie 4-5 miejsce, jak na to, co się działo wokół klubu przez ostatnie miesiące, dodając naszą, krótką ławkę – to i tak byłby świetny wynik. Tyle, że znowu nie daje prawa do gry w pucharach w następnym sezonie, dlatego tak ważnym jest przywiezienie tego, drogocennego wazonu z Warszawy.
Gdy wracałem po przegranym finale w Warszawie taka melodia towarzyszyła mi w drodze powrotnej:
,,… Kto nie skropił chleba łzami, ten nie będzie apetytu miał. Każda kropla morzem dla mej łódki, Hip, hip hura!”. Zatem w tym roku wszyscy musimy mieć apetyty jak cholera, bo łzami chleb został skropiony bez dwóch zdań, ale po to, byśmy mogli zaśpiewać tym razem głośno i radośnie: Hip, Hip hura! 2 maja 2025 roku. Ja w to głęboko wierzę, że tak będzie.
M – jak ,,My Portowcy”. Stwórzmy na naszym stadionie taką atmosferę, jakiej nie ma w Polsce nikt. Niech cały stadion śpiewa przez cały mecz. Stać nas na taką energię. W meczu z Cracovią ostatnie 20 minut było głośno i na stojąco. Z taką energią, że Pogoń dojechała rywala bezapelacyjnie. Czy staruszek, czy małolat – każdy śpiewał Pogoń gola. Tego się trzymajmy. Na każdym meczu przez 90 minut, a nawet i więcej, jeśli sędzia tak sobie zażyczy.
N – jak Nilo Effori. Taki Konrad Wallenrod naszych czasów. Chwilowy Prezes Dumy Pomorza został wynajęty przez wierzycieli Pogoni, aby zostać twarzą restrukturyzacji zadłużenia w naszym klubie. Miał zakończyć erę Mrocznych czasów Średniowiecza w sferze zarządzania finansami na Twardowskiego i uczynić klub mocniejszym, jednak do tego potrzebne były zarówno pieniądze, jak i fantazja. Tej drugiej nie brakowało. Nilo wziął dług na siebie i obiecał znalezienie kupca i tu był pies pogrzebany. O ile rolę życia w postaci Prezesa odegrał nieźle, z polotem i manierami godnymi takiej funkcji, to jednak na taką grę nie dał się skusić inwestor, którego on miał mieć uprzednio chętnego na długi Pogoni. W międzyczasie zaczęto proces restrukturyzacji i zwolnień za porozumieniem stron. Odchodzili pierwsi piłkarze, jednak to było wciąż za mało, aby móc odetchnąć pełną i pewną piersią. Męskie rozmowy z Nilo też za wiele dobrego nie dały, no może poza tym, że zrozumiał, że jego rola to bycie operatorem dla sukcesu klubu. Dopisało mu jednak szczęście i niezłomny charakter Alexa Haditaghiego, który nie zrażał się wcześniejszymi odmowami i lekceważeniem. To właśnie Alex złożył ofertę kupna zadłużonych akcji, w taki sposób, że nie można było tego już odrzucić. A zwłaszcza, że Pogoni zaglądała w oczy możliwość niezwłocznego bankructwa. Zatem Nilo szybko zrozumiał położenie klubu, jego pożyczkodawców, a także Jarosława Mroczka, od którego zakupił udziały z odroczoną płatnością i wszyscy wtedy bardzo poważnie podeszli do stołu, a na koniec dobili interesu, bo czas naglił. Następnego dnia piłkarze mogliby odchodzić z klubu, w związku z zaległościami pensji i bonusów sięgającymi kilka miesięcy.
Niepocieszony tym scenariuszem był tylko Karol Zaborowski, gdyż Alex wykluczył go z możliwości dalszego udziału w finansach klubu. Tu się kończy epoka ,,przyjaźni po szczecińsku”, gdyż kosztowało to spółkę zbyt wiele odsetek, idących w miliony, uciekających z kasy klubu bokiem.
O, P i Q – czyli jak – O taką Pogoń Walczyłem, o takiej właśnie marzyłem, Quo Vadis – Dokąd zmierzasz drużyno ma? ,,Nasz charakter siłą jest” – śpiewamy przed każdym meczem i faktycznie te słowa nabierają teraz mocniejszego sensu. Mamy piłkarzy, którzy walczą jak lwy. Mamy trenera, który żyje przy linii bocznej. Potrafi on wpływać na wydarzenia boiskowe i szatnię zawodników, a przy tym jest inteligentny oraz potrafi kwieciście wypowiadać się. Jego słowa o krętych drogach prowadzących do pięknych miejsc mają szansę stać się proroczymi i zapamiętanymi w historii nie tylko szczecińskiego, ale także polskiego futbolu. Gdy zaczynał pracę jako pierwszy trener zespołu miał 44 lata. Coś kiedyś nasz wieszcz Adam Mickiewicz wspominał, że: ,,Z matki obcej: krew jego dawne bohatery, A imię jego będzie czterdzieści i cztery”. Zatem to może być taki romantyczny bohater naszych czasów, taki nasz Napoleon III. No i niech prowadzi wódz Kolendowicz do zwycięstwa. Tym bardziej, że od teraz wspomagać go będzie Alex Haditaghi, który obiecuje oddłużenie klubu, stabilizację finansową i wzmocnienia, pozwalające na walkę o najwyższe cele. A sposób, w jaki wygrał swoją walkę o sukcesje, dodaje nam wiary, że energii, mocy, zapału, pieniędzy i fantazji nie będzie mu brakować. Zatem wszystkie ręce na pokład i jedziemy razem. Najpierw do Niepołomic, a potem do Warszawy. Po nasze marzenia, które przecież są tożsame z marzeniami naszego kapitana Turbo ”Grosika”. A że pod zakończenie kariery jest dalej w wybornej formie, to kiedy jak nie teraz?
Jutro mamy konferencję prasową w związku ze zmianami właścicielskimi w Pogoni Szczecin i mam nadzieję usłyszeć na niej wiele obiecujących informacji, deklaracji, planu na klub na najbliższe nie tylko miesiące, ale i lata. Niewykluczone, że uda się wpasować to w ostatni odcinek abecadła (od R do Z), który pojawi się zapewne wkrótce. Zapraszam do czytania.
Drodzy Kibice Pogoni, pewnie większość z Was to wie, ale może jest ktoś, kto jeszcze nie łączy wszystkich kropek. wesz”L”o.com to przekazior warszawski i przedstawiają sprawy tak, jak jest na rękę i w interesie Legii Warszawa. Zatem to nasi przeciwnicy zwłaszcza w tym sezonie, gdzie bijemy się z nimi o Puchar Polski i ligę. Także czytając ich treści, warto wiedzieć co tam przeciwnik sobie pierdzieli pod nosem, jednak swój rozum i dystans do Warszawy trzeba mieć, przynajmniej te 566 km i tyle. Oni swoje, my swoje, a na koniec to my musimy wygrać wojnę o wazon. Nie dajmy podzielić się krawaciarzom i słoikom. Mamy swoje media lokalne. W Szczecinie, Głos i Kurier Szczeciński, jesteśmy też i my – Portowa Duma, gdzie rzeczowo przedstawiamy nasz punkt widzenia, swoje własne opinie w granatowo-bordowych barwach. Inne przekaziory nie są nam potrzebne, poza tym aby wiedzieć, co u przeciwnika słychać…
Pozdrawiam wszystkich i zachęcam do dalszego korzystania z naszego portalu i komentowania spraw bieżących, naszych felietonów i zdjęć.
a transmisja konferencji dzisiejszej będzie life czy po czasie ?
Na żywo zaplanowana jest konferencja pod tym linkiem: https://www.youtube.com/watch?v=PG-z_4WStUE
Olejcie gościa, szuka czytelników, dlatego dał linka. Nie nakręcajcie mu czytelników. Weszło zaraz będzie miało literkę “Z” jak Zeszło 🙂 🙂 🙂 🙂
hahahaha dobre.
Ciekawy artykuł, interesująca treść. Czekamy na więcej. Mnie też interesuje co p. Marcin na Z wymysli? Zaborowski, Zwycięstwo a może jeszcze cos innego
https://weszlo.com/2025/03/20/haditaghi-o-tekscie-weszlo-komentarz-odpowiedz/
🙂 🙂 🙂
bujaj sie z tym zjebanym artykulem. Nudzisz się dzbanie?
Ale Was rura pali, boicie się czegoś? Co chcesz udowodnić debilu?
sperdalaj
a co Ty k….a gościu nie potrzafisz czegoś mądrego napisać, tylko linkiem zrypanym się posiłkujesz?
i co chcesz pokazać tym artykułem? Jaki zajebisty tekst napisałes, czy błędy ortograficzne i stylistyczne mamy Ci sprawdzić? Do akceptacji go wysłałes. Weź spadaj
no nie wytrzymie, buraku wysyłasz link ni w dupe i w oko. i do czego ma to nawiązywać? Nie umiesz napisac komentarza na temat? Ale macie ból ch…….. żeby to sie Wam czkawką nie odbiło
Ale Wy sie jaracie tym Alexem i wiarą w sukces. Oby Was to nie spaliło od środka
Chłopaki działaja, ciekawe jak długo ich zapał będzie tak pozytywny. Oby niechcacy nie popsuli tego wszystkiego i nie skończyło się jak za Ptaka. A mam pytanie. A ten Pan Kessler to on będzie na stałe jako Prezes siedział w Szczecinie, czy to będzie Prezes na pracy zdalnej i na telefon. Kto na miejscu będzie pilnował wszystkiego? Mam mieszane uczucie, co do kontroli tego co się będzie działo w klubie. Oni wszyscy maja swoje domy za granica Alex, Nilo też. Tam połowa jak nie cały zarząd to ludzie z zewnatrz. ojojoj. Kaszana trochę
Kesler wg Alexa ma mieszkać i pracować w Szczecinie, i być dostępny każdego dnia na miejscu, by doglądać proces zmian zachodzących w klubie. Czas pokaże jak to wyjdzie w praniu.
a “Z” jak zwycięstwo?
a “Z” jak zwycięstwo???
a Pan Marcin to ma wene tylko w nocy? Bo widze, że pisze jak wszyscy juz dusza komara
To się pisze o różnych porach dnia i nocy, w zależności kiedy coś na myśl wskoczy, ale fakt, że zakończenie pisania drugiej części poszło tuż przed północą, minuty wskazywały znów 44. Zatem znak to naszego majowego zwycięstwa jest i tego trzymajmy się.
“Alex Haditaghi, który obiecuje oddłużenie klubu, stabilizację finansową i wzmocnienia, pozwalające na walkę o najwyższe cele. A sposób, w jaki wygrał swoją walkę o sukcesje dodaje nam wiary, że energii, mocy, zapału, pieniędzy i fantazji nie będzie mu brakować” Ciekawe jak sie zachowa jak nie daj Boże drużuna zacznie “niechcący” mieć porazki, czy dalej taki będzie entuzjazm. Wierzę w naszą druzynę, że stać na wszystko, co najlepsze i byłbym za tym żeby więcej Polaków grało u nas, bo oni znaja nasza ligę, nasze emocje, wiarę, bojowe podejście. Zagraniczni graja, bo im płacą, ale czy tak bardzo utożsamiaja się z rządzą sukcesu na który czeka Pogoń???? hmmmmm
ale z pana poeta, powinien pan książki pisać. Dobre, dobre, tak jakoś inaczej. Przeczytałem i czekam do końca, co jeszcze pan redaktor wymysli. Co do pana Alexa to uważam, że z euforia powinnismy sie wstrzymać, pare dni to za mało, aby ocenic jego prace, poczekajmy tak z rok, oby się nie zakończyło słomianym zapałem
Dzięki i powolutku robimy swoje, ale z entuzjazmem, rozwagą, a czasem sarkastycznie obracam Pogoniowe seriale w żart.